Wewnętrzne na Politechnice (albo tylko na naszym wydziale) eliminacje do środkowoeuropejskiego konkursu programistycznego, pierwsze w ogóle, przebiegły z drobnymi zgrzytami, ale opóźnienie [chwili rozpoczęcia pierwszego nie-treningowego zadania] wyniosło tylko 50 minut ;) Poszedłem z ciekawości, takie „rozpoznanie w boju”. Zadań było pięć, godzin trzy, mi się udało zrobić jedno, a wszystkim w ogóle trzy – dwa pozostałe były nietykalne ;) Ostatecznie na 31 osób (sami faceci – czyżby wśród kobiet nie było ducha rywalizacji??) wylądowałem dziesiąty, trzej najlepsi zostali wytypowani (zgodnie z zapowiedziami) do reprezentaji uczelni (wydziału?) w Budapeszcie.
Wracam do domu i od razu atakują mnie słodkie zapachy. „Co u licha? Chyba by nie robili święta z okazji tego, że Purh kupił sobie kurtkę??” [ja też miałem jechać po kurtkę, ale pojechałem na Polibudę]. Oczywiście, że nie. Ryjek skorzystał z kuchni mamy (już prawie skończonej) i upiekł ciasto. Oczywiście nie wiem dla kogo, na pewno nie dla nas – może przeczyta to ktoś, kto je jadł ;)
Ale przynajmniej zostawił trochę „odpadów” do skonsumowania ;]
Ja tego ciasta nie jadlam :>
PolubieniePolubienie
To komu on je robił? :>
PolubieniePolubienie
Pojecia nie mam :>
PolubieniePolubienie