Uciążliwości czasowych ciąg dalszy

Nie tylko ja świruję; program robiący mi kopie zapasowe upiera się, że zmienił mi się każdy plik w systemie i musi go wziąć po uwagę (przy kopii różnicowej, oczywiście). Wszystko dlatego, że po zmianie czasu czasy modyfikacji plików poprzesuwały się o godzinę… Albo może po tym jak próbowałem nakierować system na właściwą strefę czasową i/lub godzinę, chcąc zniwelować nadgorliwość Windy?… Ech.

Change (in the house of clocks)

Zegar ścienny: nie pamiętam ile; budzik przy łózku: jakieś marne grosze; zegarek na rękę: 35 PLN [to jakimś cudem pamiętam]; przestawianie wszystkich zegarów w domu: bezcenne.

Niech no tylko dorwę tego kretyna, który to wymyślił [jesienna zmiana co prawda jest ta „lepsza”, ale zapowiada horror za pół roku, więc jest zła]

Tak więc siedzę wczoraj [w sensie: przed pójściem spać] do trzeciej… To znaczy do drugiej… To znaczy tej drugiej drugiej… W każdym razie Linux przestawił grzecznie zegar w komputerze. A dziś rano brat włącza Windę i pyta mnie czemu kompter pokazuje godzinę za wcześnie ;)

Teraz czekam aż chrony się ruszy. Mi się nie chce.

Miła niespodzianka temporalna

Jakoś tak nagle do mnie dotarło, że jest piątek wieczór. Że teoretycznie jest już łykęd.

O żesz!

Jakoś ten tydzień mi się paskudnie ciągnął. W ogóle nie było widać jego końca. Aż tu nagle BUM! Łykęd. Szok, po prostu.

Myślałem, że łykęd zacznie się po jedynym dziś wykładzie, czyli o 16., ale jakoś nie. Potem przesiedziałem pół godziny w księgarni gapiąc się na tytuły i szukając czegoś ciekawego, czego jeszcze nie czytałem, potem autobus powrotny mnie wkurzył, bo przyjechał 10 minut po terminie – drań wyskoczył zza drzew i bezczelnie przemknął mi przed nosem, kiedy właśnie korzystając z dłuższych przerw w rozkładzie jazdy postanowiłem się przejść po Saskiej Kępie i byłem w połowie drogi między przystankami. Następny, rzecz jasna, spóźnił się jeszcze więcej. W efekcie czułem się przygnębiony zupełnie jak w środku ciężkiego tygodnia wstawania o 5:30… Stąd to wrażenie.

Ale teraz humor mi się poprawił :]

Nazwy dla Ubuntu

Niedawno wyszła wersja Edgy Eft. Wiadomo już, że następna będzie Feisty Fawn [dlaczego nie Fire Fox?…]. Jeden fan zasugerował alternatywną nazwę „F***ing Fantastic”, ale to się chyba nie przyjmie ;) Za to za jakieś kilka lat powinna nadejść kolej na Śliskiego Ślimaka…

I być może niektórzy już zauważyli, że lubię zabawy słowne ;)

Tańczący z osłami

Pod koniec zeszłego tygodnia dostałem alarmującą wiadomość od project managera pewnego nowopowstającego projektu w formie. Mam pojechać jako „ucho techniczne” na spotkanie z klientem. Sęk w tym, że miało to być spotkanie ultra-formalne – garnitury i inne bzdury. Geecza dusza zawyła z bólu.

Pewna nadzieja przyszła następnego dnia, bo szefostwo się rozmyśliło i miałem nie jechać. Ale chwilę potem się roz-rozmyśliło i jednak miałem pojechać. Tak więc dziś wbiłem się w spodnie cisnące w pasie, w marynarkę niewygodną w barach i pojechałem. Nawet chyba pobiłem rekord dojazdu do biura – niecałe 1,5h. Odsiedziałem jeszcze ze dwa kwadranse, project manager powiedział „idziemy!” i poszliśmy. A już na zewnątrz się dowiedziałem, że będą tam rozmawiać tylko o umowach i terminach, więc mógłbym najwyżej pełnić rolę kołka.

Grrrrrr.

Ostatecznie zmarnowałem zaledwie cztery godziny z hakiem :P