Plugged

Wszyscy znamy długą, znaną i lubianą serię „MTV Unplugged” (czasami niektórzy robią sobie takie bez pomocy MTV). Słucham sobie Days of the New pierwszego i tak sobie myślę – a gdyby tak to odwrócić? Zagrać kawałki Days of the New nie „bez prądu” (jak jest zagrane 99% z nich), tylko właśnie „z prądem”? Niektóre, jak mi się wydaje, mogłoby zabrzmieć całkiem interesująco z jakimiś przesterami i takimi tam ;)

Efekty niespecjalne

Zapuściłem sobie pewną nieznaną mi jeszcze płytę. W międzyczasie otworzyłem pewną stronę, żeby się załadowała w tle, i zająłem się czymś innym. Koniec pierwszego utworu był nieco wolniejszy, a w tle słychać było trochę przytłumiony monolog. Całkiem ciekawy efekt, pomyślałem. Czar prysnął, kiedy głos wygłaszający monolog powiedział „programming language”…

A to się wczytała strona i odpaliła video, którego się nie spodziewałem… Flash musi odejsć!!

Chiński syndrom

Wracam ja sobie do domu niewyspany, wymiętolony i z bolącą głową, włączam komputer i idę coś zjeść. Wracam i co widzę? Komputer wyłączony i…

UWAGA! Zdjęcia poniżej przedstawiają drastyczne sceny! Nie pokazywać dzieciom i osobom wrażliwym!

5661, 5663, 5666, 5667, 5668.

Model zapasowy udało mi się zdobyć dopiero po 22:10 (nocna przejażdżka rowerem do brata), ale działa I NIE MA WIATRACZKA!!!!

Edit: na pocieszenie okazało się, że brat wracając do domu przywiózł ze sobą to ;)

Ale dziwne

Wczoraj się strasznie dziwiłem dlaczego było tak jasno od światła słonecznego kiedy zaczynałem wykład trochę po godzinie 16. Dziwność polegała na tym, że ten wykład kojarzył mi się z ciemnością, nie tylko ze względu na to, że zazwyczaj dwie godziny później, kiedy z niego wychodziłem, była już głęboka noc. Do tego wykład ów odbywa się w sali, w której zwykle miałem takie bardziej nocno-wieczorne wykłady, raz chyba nawet o 20 (pewnego razu np. odczekiwałem na oddanie projektu, a za oknem była śliczna burza z ulewą). Sala ta kojarzy mi się z jedynym przedmiotem, z którego dostałem dwóję. I z tym, że dwa razy miałem w niej wykłady, na które nie mogłem chodzić z powodu laboratorium lub seminarium dyplomowego.

Sala owa nosi numer 162 i znajduje się w niej dość niezwykły zegar. Wisi sobie na ścianie nad tablicą i ma taką właściwość, że z każdym tygodniem wykazuje inne odchylenie od czasu lokalnego. Ostatnio zdawało mi się, że się ustabilizował na kilku godzinach i 25 minutach wyprzedzenia, ale wczoraj znów to się zmieniło. Obserwuję te zmiany od dłuższego już czasu. Kiedyś na przykład sobie stał… A mimo to później ruszył.

A jasno było nie tylko z powodu postępującego wydłużania się dnia, oczywiście. Ale dziwne.

Jasny gwint

Anglosasi mają takie określenie „‚wow’ factor”. Przeszczep na naszą rodzimą ziemię pewnie powinien nazywać się „efekt ‚o k****!'” (jak w tym dowcipie: Poranek w alpejskim kurorcie; Anglik wychodzi taras widokowy i na widok gór mówi „Beautiful!”; za nim wychodzi Niemiec – „Das ist wunderbar!”; trzeci z kolei pojawia się Polak – „O k***, ja pier****!!”)

A piszę to wszystko w ramach reakcji na informację o superjasnej LED (BTW: „dioda LED” to masło maślane), zdolną wytworzyć tyle światła co żarówka, poprzez powierzchnię 1 mm kwadratowego. O żesz!…

Standard „Darkness”™

Żarówki mają pecha w tym pokoju. Najpierw w lampce przy biurku, teraz w lampie sufitowej. Żarówki zapasowe wyszły (tak, nie ma nawet w puszce z mąką). A że nikomu nie zachce się przejść po sklepach przez najbliższe pół roku, nie pozostaje nic innego jak siedzieć po ciemku i w ciemno przyjąć standard „Darkness”, ogłoszony przez Billa G. kiedy i jemu poszły wszystkie żarówki.