Cezura

Zaraz się skończy pewien cykl – na tyle ważnej rangi, że ludzie dostają świra. Okazja jest średnio-idiotyczna, ale skoro panuje taki nastrój do podsumowań, to i ja coś wrzucę.

Mianowicie: w Składzie Złomu (czyt.: mojej prywatnej kolekcji muzyki w postaci cyfrowej) z roku 2007 pochodzi 29 albumów. To trochę więcej niż z 2006 i ciut mniej niż z 2005. I to jest jedyna interesująca mnie wartość związana ze zmianą jednej cyfry w dacie ;)

BTW: i jest to nieco więcej niż ilość lat, które dzisiaj skończyłem ;)

Spam of the week

Doceniam szczerość.

Subject: Hello, Beautiful Russian women waiting to meet YOU! disgustful

Zaiste. Jakaś piękna kobieta miałaby czekać na mnie?? Okropność! I do tego absurd.

πσ.: Chodzi oczywiście o Bezdenny Sarkazm™. Tak zaznaczam na wszelki wypadek. A z tym zaznaczeniem tak naprawdę chodziło o to, żeby wstawić te literki po lewej ;)

Wielka klucha

Wszystko zaczęło się od klusek do zupy. Mama ugniotła ciasto i zostawiła, żeby podrosło.

A może wszystko zaczęło się od zupy?

Albo od drożdży. Ciasto zawierało drożdże (to one w końcu miały sprawić to podrośnięcie). I były to chyba jakieś agresywne drożdże, albo drożdże pracoholicy, bo ciasto rosło, i rosło… i rosło, aż zaczęło się przelewać z miski. I pachniało zakwasem, a nie kluskami. W tym momencie mama uznała, że nie zrobi z tego klusek, tylko chleb! Czy też bułę. Wrzuciła do okrągłej formy i wsadziła do pieca. A w piecu ciasto urosło jeszcze bardziej…

Tylko że jakby coś nie wyszło. Trochę się nie dopiekło, a kiedy zostało odstawione by trochę ostygło, jeden z boków, który był cieplejszy, urósł jeszcze trochę i zrobił się z tego „beret na bakier”. Z okrągłą dziurą w środku. No a poza tym smakuje jak wielka klucha.

A jaki jest właściwie morał z tej opowiastki? Ano taki, że klucha zawsze zostanie kluchą ;)

Anty

Widząc te wszystkie mrygające, mrugające, błyskające, zapalające się i gasnące lampki, sznury lampek i światełka, ogromnie korci mnie, żeby na balkonie wystawić ładny, matematycznie regularny, migający, mrygający i błyskający pentagram.

Czubkiem w dół, ma się rozumieć.

Pojęcia względne: słodzona herbata

Pijam słodzoną herbatę. Ale dzisiaj przekonałem się, że chyba powinienem zweryfikować to stwierdzenie. „Słodzaną”? Ciekawe ile osób to zrozumie za pierwszym razem…

Historia jest taka: przyjeżdżam w imieniu Firmy do Klienta by zainstalować Coś. Gospodarz (Pan Admin u Klienta) pyta czy kawkę, herbatkę? Herbatkę, dziękuję. Słodzoną? Odrobinkę… I już mi świta myśl, że to był błąd. Potem popijając lepiącą się ciecz skarżę się (żartobliwie, rzecz jasna, i nakładając wastwy zdrobnień, zgodnie z polskim obyczajem), że troszeczkę za dużo… Tylko jedna łyżeczka, i to nie cała! Yyyyyygh, jeśli to jest „malutko”, to ja jestem Edsger Dijkstra.

I to piszę Ja, który potrafi w niepokojąco krótkim czasie wsunąć całą tabliczkę czekolady i z rozczarowaniem stwierdzić, że już się skończyła ;)

Paragraf Nangarkhēl

Mówi się, że były dwa moździeże. Obsługa jednego odmówiła wykonania rozkazu otwarcia ognia; obsługa drugiego zaczęła strzelać. Teraz jednych postawili przed sądem za wykonanie rozkazu, drugich pewnie postawią za niewykonanie.

Czy może w wojsku coś się zmieniło i rozkaz już nie jest świętością?…