Pojęcia względne: słodzona herbata

Pijam słodzoną herbatę. Ale dzisiaj przekonałem się, że chyba powinienem zweryfikować to stwierdzenie. „Słodzaną”? Ciekawe ile osób to zrozumie za pierwszym razem…

Historia jest taka: przyjeżdżam w imieniu Firmy do Klienta by zainstalować Coś. Gospodarz (Pan Admin u Klienta) pyta czy kawkę, herbatkę? Herbatkę, dziękuję. Słodzoną? Odrobinkę… I już mi świta myśl, że to był błąd. Potem popijając lepiącą się ciecz skarżę się (żartobliwie, rzecz jasna, i nakładając wastwy zdrobnień, zgodnie z polskim obyczajem), że troszeczkę za dużo… Tylko jedna łyżeczka, i to nie cała! Yyyyyygh, jeśli to jest „malutko”, to ja jestem Edsger Dijkstra.

I to piszę Ja, który potrafi w niepokojąco krótkim czasie wsunąć całą tabliczkę czekolady i z rozczarowaniem stwierdzić, że już się skończyła ;)

8 uwag do wpisu “Pojęcia względne: słodzona herbata

  1. Coś mniej więcej ;)
    Kiedyś pewna znajoma mamy zobaczyła jak ona słodzi i stwierdziła: "ty chyba liczysz te ziarenka" ;) Ale ona i tak słodzi znacznie więcej niż ja.

    Polubienie

  2. To o mojej herbacie moja mama zazwyczaj mówi "A ta gorąca woda to do czego?" :)))
    Jak ja Cię, Jezuchu, rozumiem. Płaska łyżeczka cukru to katusze dla kubków smakowych. :)))

    Polubienie

Dodaj komentarz