UFO? Gdzie?!

Właśnie dokonałem szokującego odkrycia.

Mam pendrive’a…

Chwila, to jeszcze nie to szokujące ;)

Na tenże napęd pamięci flash z łączem USB załadowałem pracę, aby wydrukować w punkcie xero na Wydziale. Po powrocie do domu chciałem przeczyścić parę rzeczy, które już nie były mi potrzebne i znalazłem w katalogu głównym plik „ufo.exe”. Hm, dziwne rzeczy tam wrzucałem, o których potem zapominałem, ale plików wykonywalnych dla MS Windows chyba do tego bym nie zaliczył… Tym bardziej, że plik ma datę z 2003 roku. No a obok jeszcze jest plik „autorun.inf” o zawartości:

[AutoRun]
open=UFO.exe
Shellexecute=UFO.exe
shell\Auto\command=UFO.exe

Tia. I wszystko jasne. Uważaj gdzie wtykasz… pendrive’a.

[Ściśle rzecz biorąc nie wszystko, bo Gógiel nie jest szczególnie pomocny w ustaleniu nazwy tego drobnoustroju…]

Złożon… prawie

„Składanie” jakoś mi się kojarzy raczej ze „składaniem w grobie” („posadź orchidee na moim kurchanie!…”). Pracę magisterską też (?) mam gotową do złożenia – wydrukowaną i oprawioną – ale w sekretariacie Instytutu zostałem odprawiony z kwitkiem i poinstruowany by przyjść 3 Marca o 11:00, jak jest napisane w ogłoszeniu. Ogłoszenie, zapewne, dotyczy wszystkich proto-magistrów. Przyjdę zatem chociażby tylko po to, żeby zobaczyć ten tłumek informatyków ściskających swoje bezcenne prace ;)

Z siłą dynamitu

Zasłyszane w sklepie: „płyn do płukania jamy ustnej, dzięki kombinacji olejków eterycznych, usuwa z siłą dynamitu bakterie bla bla bla”. Skoro z siłą dynamitu, to chyba usuwa też samą jamę ustną, jak mi się wydaje.

I weź tu targetuj reklamy do inżynierów…

Ach, te małe przyjemności.

Rzadko się zdarza okazja, że znajduje się zupełnie już niepotrzebne dane zapasowe, które zapomniało się usunąć tydzień czy miesiąc wcześniej (rok wcześniej może być już podejrzane, bo się nie pamięta po cholerę to było – a nuż jednak potrzebne?). Rzadko też się zdarza, że dane te zajmują 10GB.

Znalazłem. Usunąłem. Bum! Ach, przyjemność zwolnienia 10GB na dysku… ;)

2007 (znów)

Jak już wcześniej dałem do zrozumienia, nie przepadam za podsumowaniami. Podsumowuje się zazwyczaj rzeczy z dwóch kategorii: ciągłych (np. przebywanie utworu na liście przebojów) i dyskretnych (np. wydanie płyty). W pierwszym przypadku podsumowanie ograniczające się ostro „od” i „do” jakiegoś punktu w czasie jest nieuczciwe względem zdarzeń, które tylko częściowo nakładają się na ten przedział. W drugim przypadku podsumowanie jest nieuczciwe gdy np. w jednym okresie było pięć rewelacyjnych płyt, podczas gdy przez poprzednie pięć lat była sama cienizna. Ale cóż – okres czasu, kiedy numer roku jest ten sam, jest zbyt wygodny i ludzie nadal robią podsumowania.

Na przykład ja.

Płyta roku 2007: Ire Works zespołu The Dillinger Escape Plan. Uważam przy tym, że to było perfidne, że poznałem ją dopiero w 2008 roku ;) Więcej niespodzianek się nie spodziewam, więc można ogłosić werdykt.

A teraz anegdotka:

Znajoma do Chłopaka: Co masz w odtwarzaczu?

Chłopak Znajomej: OSI, Jesu, Guapo.

Znajoma do Chłopaka: Aaaaaaaaha.

Czuję się ostatnio trochę podobnie. Czego słucha Jezuch? Math-metal (Meshuggah), post-metal (Neurosis, Isis), mathcore (The Dillinger Escape Plan). Niestety, nie brzmi to tak efektownie ;)