Coś, co przeczytałem (dwa słowa plus trzy słowa, przelotnie), zbudziło myśl: czy mogę powiedzieć, że któryś z moich sukcesów (cokolwiek, co zostało zrobione poprawnie) można nazwać „osiągnięciem”?
Hmmmm…
Nie. Nawet jeśli przychodzi mi do głowy coś, czego mi inni gratulowali lub nawet od czego im poopadały szczęki (ok, ok, takich raczej nie było), to zawsze z wewnętrznym komentarzem: „tak, ale dlaczego tak długo się z tym opier*****em?”.
Ach, ta delikatna równowaga między zgorzkniałym nieudacznikiem a dążeniem do nieustannego samodoskonalenia…
[Jest jeszcze opcja: „czego tak właściwie te ciemniaki mi gratulują?”. Ach ta delikatna równowaga między socjopatycznym narcyzmem a autentycznym geniuszem…]