Kryzys, ale nie ten

W poprzednim odcinku dowiedzieliśmy się, że nie będzie premii. Wtedy jeszcze się nie okazało, że coś tu jest Nie Tak.

Słusznie zauważyłem, że Kierownik Kierownika (to właściwie nie jest ścisłe określenie jego funkcji, ale zostawmy tak) słusznie się nie tłumaczył kryzysem. Kryzysem to zaczął się tłumaczyć Dyrektor, kiedy został przyciśnięty do ściany i zmuszony do wicia się jak piskorz w męczarniach mącenia na temat O Co W Tym Wszystkim Chodzi. Z relacji wyniosłem wrażenie, że on coś Kręci. Niby poniekąd są jakieś oszczędności, ale. Nasza premia nie zależała do tych standardowych, z rodzaju „kółko wzajemnej adoracji klepie się nawzajem po ramionach” — to była uczciwa obietnica, z warunkiem, ale jednak, tym bardziej, że warunek został spełniony. Tym czasem Dyrektor sobie po cichu ją skasował. Gdyby do nas przyszedł i powiedział „sory chłopaki, Firma bankrutuje, nie ma premii”, to może byśmy zrozumieli. [Może. Firma mimo wszystko przyniosła zysk. Mniejszy niż zwykle, ale na plusie i w zakresie ośmiu cyfr (bez groszy).] A tak? „Fajnie chłopaki, że się narobiliście po uszy, w nagrodę dostaniecie obietnicę bez pokrycia i kopa w tyłek! Fajnie, nie?” [Dodam, że Kierownik i Kolega mieli regularnie pod koniec każdego z kilku ostatnich miesięcy po kilkadziesiąt nadgodzin, totalnie bezpłatnie.]

Ale pewien efekt jest: premia będzie. Część. W poniedziałek, być może. A reszta pod koniec kwartału (być może).

Wszystko to oczywiście jest najzupełniej zrozumiałe i oczekiwane, jako że Firma jest dostatecznie duża, by stać się areną korporacyjnego politykowania. A to jest magnes na psychopatów…

[PS.: Prezes też szuka oszczędności. Póki co (być może między innymi) zwolnił kilka sprzątaczek i jednego dyrektora. Ale nie tego. Niestety. Pozostali dyrektorzy złapali się za głowy i pożegnali się rzewnie z wolnym czasem.]

Opowieści z Firmy: ze ślepej kiszki na świecznik oraz powrót kandydata marnotrawnego

[Muszę szybko napisać zanim zostanie Kolegą! Wtedy jakoś będzie to… nie teges, czy coś.]

Zespół się rozrasta. W związku z tym znów musieliśmy podręczyć panią Specjalistkę ds. Relacji Pracowniczych, która zajmuje się takimi sprawami o znalezienie nowego pokoju. I znalazła — okupowany przez grupę mocno zakorzenioną w Firmie, która jednakowoż się ostatnio skurczyła co nieco. Dla nas pokój w ślepej kiszce robił się za mały, dla nich zaś ich — za duży. Cyrków z jednoczesną przeprowadzką nie będę opisywał, bo nie przepadam za cyrkiem.

Nowy pokój znajduje się w oficynie, dokładnie w rogu na samym końcu, z którego przez okna widać bramę wjazdową i drogę dojazdową. Z mojego siedziska nawet widać oś tej drogi. Z jednej strony fajnie to, bo mamy taki system wczesnego ostrzegania („Kierownik idzie! Trzeba zacząć zaczynać pracować!”, co, tak się składa, następuje zwykle nie wcześniej niż o jedenastej), ale z drugiej czuję się tam jak na świeczniku. Nie obejdzie się bez odmachania nadchodzącemu Kierownikowi. Nie wspominając o tym, że aby tam dojść, trzeba obejść oficynę, przedrzeć się przez bramki w wejściu głównym (po drodze jest jeszcze śluza), wejść piętro wyżej po schodach (przez drzwi na kartę), przejść obok naszej ślepej kiszki, przejść całą długość oficyny do schodów na dół (przez kolejne drzwi na kartę) i dopiero do drzwi do pokoju (tym razem na klucz).

A tuż obok jest wyjście prosto przed bramę.

Jezuch: Ktoś sprawdzał czy można wyjść tymi drzwiami obok?

Kolega: Nie można.

Jezuch: Widziałem, że ktoś nimi wychodzi. Ale chyba tylko robole.

Kolega: To można postaraj się o przeniesienie do roboli?

Jezuch: Hm, czy ja wiem? Chociaż może wtedy życie będzie o wiele prostsze…

Ale tego, dlaczego Zespół się rozrasta? [Głupie pytanie — przecież dlatego, że mamy Kupę Roboty! Lepiej zapytać „Jak?”]

Nasza swego czasu jedyna nadzieja, który w ostatniej chwili powiedział, że ma lepszą fuchę, zadzwonił jakiś tydzień później do Kierownika. Dowiedzieliśmy się o tym kiedy ten wszedł do pokoju (jeszcze w ślepej kiszce) zanosząc się niemal histerycznym śmiechem. „Zgadnijcie kto dzwonił!!”, w sensie. Pan Nadzieja nadział się na ten jego Polski Oddział Pewnej Zagranicznej Firmy, a może lepiej powiedzieć, że się na nim przejechał, i zmienił zdanie. Miał pracować w Stolycy, a zesłali go gdzieś do Łodzi (ładne miasto, i blisko, ale jemu się nie podoba) i do pracy nad czymś zupełnie innym niż mu obiecywali, w związku z czym za [niechętnym] porozumieniem stron rozwiązał umowę po tygodniu. I jest!! Z miesięcznym poślizgiem, ale jest.

Inna sprawa, że dla nas to ciągle o jednego (lub jedną) za mało. Ale z tym to jest już historia na inną okazję…

Mój starszy brat

Kiedyś Grzegorz Poszepszyński zaśpiewał taką piosenkę:

Mój biedny starszy brat
Był bardzo trudnym dzieckiem
I w szkole zawsze miał
Oceny nie najlepsze
Mnie dobrze nauka szła
Choć brat mój się nie starał
Pisałem mu zadania

Tak urządzony jest ten świat
Pomagać musi bratu brat
Chcąc nie chcąc, rad nie rad
Pomaga bratu brat
Pomaga bratu brat
Bratu brat

Mój biedny starszy brat
Gdy dorósł już nareszcie
W złe towarzystwo wpadł
o mafii przystał wreszcie
A kiedy pierwszy raz
Sądzono mego brata
Nikt inny tylko ja
Opłacił adwokata

Tak urządzony... etc.

Mój biedny starszy brat
Gdy wyszedł już z więzienia
Pomimo moich rad
W ogóle  się nie zmieniał
Więc wkrótce siedział znów
A ja, nie szczędząc kosztów
Co tydzień  słałem mu
Przesyłki tam z żywnością

Tak urządzony... etc.

Mój biedny starszy brat
Kosztował mnie majątek
Nim najsurowszą z kar
Otrzymał w zeszły piątek
A, że się dobrze znam
Na wszelkim budownictwie
Wspaniały szafot dlań
Zrobiłem osobiście

Tak urządzony jest ten świat
Pomagać musi bratu brat
Chcąc nie chcąc, rad nie rad
Pomaga bratu brat
Pomaga bratu brat
Bratu brat

Przypomniała mi się w związku z moim starszym bratem, który ukradł dwie bułki!!! Przypadkiem, co prawda, ale jednak!! Poszedł do sklepu, zapakował kajzerek sztuk dziewięć, kasjerka policzyła za sztuk dziewięć, a w domu pedantyczny brat brata (ja osobiście) doliczył się jedenastu, co daje prawie złotówkę strat!

Tak urządzony jest ten świat…

Nawet handlowcy

Cytat dnia na dziś:

Kierownictwu łatwo jest podjąć decyzję, że w styczniu [i lutym] nie będzie żadnych premii. Nam nie jest tak łatwo podjąć decyzji, by pracować [tylko] po osiem godzin, wziąć zaległe urlopy i tak dalej.

-A. J., Kierownik Kierownika [empatyzując z Zespołem]

PREMIAAAAA!!! …miała być. Pełne poświęcenia oddanie sprawie i oddanie projektu jeszcze przed końcem roku (tego ubiegłego), miało być w Zespole ugruntowane motywacją finansową, w postaci okrągłej sumki. Byliśmy oddani sprawie. Projekt został oddany przed końcem roku (w zasadzie tak jakby; ale faktura jest i to jest jedyne kryterium). A pierwszego dnia roboczego lutego odbywa się taka oto rozmowa:

Kolega, wchodząc do pokoju: Mam nadzieję, że nic nie robisz!

Jezuch, siedząc w pokoju: Jeszcze nie, a co?

Kolega, ciągle wchodząc do pokoju: A sprawdzałeś stan konta?

Jezuch, ciągle siedząc w pokoju: No tak.

Kolega, i tak dalej: A widziałeś przelew?

Jezuch, i tak dalej: No tak jakby nie.

Już około południa przyszedł zawstydzony Kierownik Kierownika (który to wszystko to obiecywał) złożyć wyjaśnienia. Że koniec roku finansowego, że podliczenia i nawet chyba kryzysu nie przywołał, a na pocieszenie dodał, że nawet handlowcy nie dostali. Nawet handlowcy!

</bezdenny-sarkazm>

[Historyjka powyższa miała się ukazać pod tytułem „Pakiet demotywacyjny”, ale znalazł się lepszy pretekst (i tytuł). Na szczęście nie należę do tych, co muszą się zmuszać do pracy tylko po osiem godzin dziennie, ale urlopu rzeczywiście jeszcze nie miałem okazji wziąć. Tymczasem wspaniali handlowcy „wygrywają” kolejne kontrakty i uszczęśliwiają nas nimi, a Kierownik Kierownika musi kłamać Klientowi, że nad Systemem pracuje „yyymmm, 10!” osób, a nie trzy, podczas gdy Klient chce z Systemu zrobić swoją pokazówkę, sztandar i dumę. Z drugiej strony nie jest tak najgorzej, bo rekrutacja przyniosła pewien rezultat i od marca będzie nas czterech, ale to historia na inną okazję… A tak poza tym to wszystko nie znaczy, że jest mi źle w tej robocie — po prostu miesiąc miodowy się skończył i zaczęła się normalność ;)]

Naj

Wymiana zdań, która się nie odbyła (poza moją głową):

– Wszystkiego naj-!

– Najgorszego też?

– Nie…

– Jak „wszystkiego” to „wszystkiego”. Teraz pytanie czy w zbiorze superlatyw jest statystycznie więcej rzeczy pozytywnych niż negatywnych.

Moi znajomi mogą potwierdzić, że to by było całkiem w moim stylu.

PS.: Kiedyś się żartowało o Związku Radzieckim: „Największe czołgi, największe samoloty, największe rakiety i największe tranzystory w największych komputerach!” Tak to jest z superlatywami…

Astronomiczna ściema

Zaczęło o siedemnastej być jeszcze jasno za oknem, i to mnie zmyliło. Nie dość, że nie zauważyłem, że już czas się zbierać, to jeszcze zapomniałem, że powinienem być zmęczony! I jak tu lubić wiosnę?

Tymczasem sypło jak się patrzy. Grudzień powinien się wstydzić. Halo, grudzień! Czy grudzień mnie słyszy??

A jak sypło, to sól zgrzyta pod podeszwami. I pomyśleć, że dobrowolnie robimy sobie to, co Rzymianie zrobili (przynajmniej tak się mówi) z pokonaną Kartaginą… [Tym bardziej, że wówczas to był bardzo drogi towar; niemal dosłownie wyrzucanie pieniędzy w błoto.]

[PS.: Czy tytuł tej notki nie powinien przypadkiem brzmieć raczej „Astronomiczna zjaśna?”]