Szkoda, że nikt mi nie powiedział, że ten dzisiejszy, pierwszy pozegarowozmianowy roboczy dzień, jest rzekomo oficjalnie uznany za najmniej produktywny w roku. Bo odwaliłem dzisiaj spory kawałek dobrej roboty. Niech to szlag.
Różnica jest taka, że teraz wstaję z łóżka kiedy jest bardziej jasno, a z pracy wychodzę kiedy jest bardziej ciemno – Ja.
I gdzie ta oszczędność? Z drugiej strony to właściwie powinno być odwrotnie, bo to czas zimowy jest właśnie bliższy słonecznemu. Chociaż, z trzeciej strony, jeśli się weźmie poprawkę na przesunięcie względem centralnego południka naszej strefy czasowej, może należałoby na stałe przestawić się na czas letni. Albo nawet przenieść do innej strefy czasowej, nawet jeśli uczyni to nas bliższymi Rosji niż Europy.
To naprawdę fascynujące, że dzisiaj ta farsa jest tak mocno zakorzeniona, biorąc pod uwagę z jakimi oporami została po raz pierwszy przyjęta podczas pierwszej wojny światowej i z jaką ulgą uczestniczące kraje się zaraz po niej z tego wycofały…