Spam of the week

Wygrałem!

Subject: Microsoft 2009 koniec roku Wyniki loterii Announced (GRATULACJE)?

Wygrałem? Prawda??

Drodzy szcz??liwy zdobywca

Jest to informujemy, ?e wiadomo?ci e-mail zdoby?a nagrod? konsultowania z 2009
Microsoft koniec roku Loteria Promotion. Twój e-mail zdoby?a was £
1,000,000.00. Aby ubiega? si? nagrod?, wysy?aj poufnych informacji do Osoba
kontaktowa: Pan J**** K****.Email: ****.****@****.com Informacje
niezb?dne: Imiona i nazwiska, wiek, Telefon, Adres zameldowania, Zawód

Gratulacje! po raz kolejny.

—————————————————————-
This message was sent using IMP, the Internet Messaging Program.

Wygląda dziwnie, ale:

From: Microsoft Lottery Department <promo@microsoft.co.uk>

Microsoft przysłał, więc to musi być prawda!!

Kochamy naszych klientów

Nadszedł ten sądny dzień, kiedy wstrzymaliśmy dłubanie w kodzie i zaczęliśmy dłubanie w dokumentacji.

– „Zatem……..” – Cytuje mnie Kierownik. – Rozumiesz coś z tego? – Dodaje do Kolegi.

– Poczekaj, powtórz.

– „Zatem……..”

– Hmmm, no samo w sobie to jest zrozumiałe, ale……..

[Po pewnym czasie.]

– Współczuję [klientowi], który to będzie czytał.

– No wiesz, mogę to zdanie usunąć.

– NIE!! Niech tak zostanie!

– To znaczy, że im trudniej piszę, tym lepiej?

Tak właśnie kochamy naszych klientów.

Kadzidło mój wróg

Na ulicy, przy której stoi sklep, pachniało kadzidłem. Nie wiadomo skąd, bo kościół jest ze dwa kilometry dalej. Uświadomiłem sobie, że jakoś nie lubię tego zapachu. Jakoś źle mi się kojarzy… Widocznie musiał być obecny przy najgorszych (przynajmniej lokalnie, nie globalnie) momentach mojego życia…

Hmmm, śluby najładniejszych dziewczyn z klasy?…

Ja i Bill Gates

Jakożem użytkownik Linuksa, niespecjalnie przepadam za Billem Gatesem. Ale mimo wszystko nie mogę przejść obojętnie obok faktu, że najbogatszy człowiek świata jest geekiem, a nie, powiedzmy, bankierem.

Dlatego wierzę mu, kiedy się upiera, że niesłusznie przypisuje mu się stwierdzenie, że 640KB RAM wystarczy każdemu. Zawistnie lubimy myśleć, że Gates jest głupi i w ogóle złodziej, ale są pewne granice głupoty, jeśli mówimy o miliarderach (ale nie złodziejstwa).

A piszę o tym teraz, bo znalazło się to na 13. miejscu listy naj-cośtam cytatów z dziedziny technologii (a właściwie głównie komputerów). Nie przepadam też za takimi listami, ale ta jest całkiem dobrze zrobiona i miło sobie poczytać.

M. i S.: Różnica

Kiedy dziś wychodziłem z pracy, dwaj koledzy – Niegdyś Konsultant M. (dlaczego niegdyś, to też niezła historia) i Kolega Nowszy S. – byli w podobnym nastroju. Ale jak każdy informatyk wie, wszystko ma dwa poziomy: syntaktyczny i semantyczny. Na poziomie syntaktycznym obaj mówili „o k^#&, ja p$*&#^*%” i gapili się w monitor. Na poziomie semantycznym występuje jednak pewna różnica…

M.: Ja p$*&#^*%, taką kobietę muszę sobie powiesić na ścianie. To by była za#$&*^#* motywacja do pracy…

S.: O k*&#&, jedzie już 300 na godzinę!! Wyprzedza motocykl! Samochodem!!

Oczywiście każdy z nich był świadomy tego drugiego i spoglądał na niego z góry, przekonany o swojej wyższości.

Jak Asterix u Brytów

Kto jest zawsze najlepiej poinformowany?

Ten, co regularnie wychodzi na „papieroska”.

W naszym przypadku mamy w Zespole ten luksus, że tym wychodzącym regularnie na „papieroska” jest ekstrawertyk Kolega Nowszy, który (równie regularnie) wraca z wykrzyknikiem „wiecie czego się dowiedziałem?”, czy też „niezłe rzeczy mówią!”, czy też „herbatę też mają nam odebrać”.

Wszystko zaczęło się kiedy zaczął się kryzys. W czasie kryzysu przychody (i zyski też) Firmy zaczęły rosnąć, akcje poszły w górę, morale pracowników, nabijających się z „kryzysu”, też.

Ale kryzys zobowiązuje i morale pracowników nie może być tak rażąco nieadekwatne do sytuacji [pozornej]. A zatem: cięcia. Najpierw obcięli część sprzątaczek. Potem obcięli jednego czy dwóch projektorów. I tak dalej. I tak dalej.

Najnowsze cięcie dotyczy zaopatrzenia aneksów kuchennych: ekspresy do kawy zniknęły, a Zarząd radośnie ogłosił przez swoją tubę propagandy (Specjalistkę ds. Relacji Pracowniczych (jej nie obcięli, BTW)), że ekspresów nie ma i nie będzie, jest za to kontrakt z firmą zewnętrzną, która ustawi u nas automaty, a Firma jest łaskawa i pokryje część ceny napoi [sic], dlatego będą one niższe niż być powinny, a do tego z pewnością ucieszymy się z poszerzonego asortymentu tychże napoi [sic].

Jeśli o mnie chodzi, asortyment rzeczywiście się w zasadzie poszerzył, ale czy ja wiem, czy jest się z czego cieszyć? Zamiast sianowatej herbaty w torebkach od pewnego renomowanego producenta (który został lokalnym herbacianym monopolistą po przejęciu rynku od innego renomowanego producenta, który był lepszy od obecnego) mam do wyboru: barwione kakao pod szumną nazwą „gorąca czekolada”; piekielnie słodki herbatoid o smaku pseudo-cytrynowym; oraz przeróżne ciecze kawopodobne, które kompletnie mnie nie interesują.

Nie pijam kawy, ale mogę zrozumieć szok, jaki musiało wywołać przejście od miłych, sympatycznych ekspresów, które mruczały przy mieleniu ziaren, przyjaźnie bulgotały, a do tego miały te swoje niepowtarzalne kaprysy przydające im niemal ludzkiego ciepła (czyt.: psuły się) – do bezdusznego automatu, który połyka drobne (i nie wydaje reszty, co jest wyraźnie zaznaczone na obudowie i co w zasadzie poniekąd cieszy tych, którzy przychodzą po innych, którzy akurat nie mieli dziesięciogroszówki) i z mechanicznym, bezosobowym pomrukiem czyni swoją powinność i na końcu wypluwa plastikowy kubek mrygając napisem „odbierz napój” (bez żadnego „dziękuję”, czy czegoś takiego). Tak, dla kawoszów to był bolesny cios.

I teraz zabrali także herbatę!!

Tak więc kiedy po zwyczajowej godzinie „rozpędzania się” (czyt.: czytania LWN) podniosłem się podniósłszy kubek i udałem się do wodopoju, zastałem nie zaspokojenie pragnienia, a rozczarowanie. Najpierw w jednym aneksie, tym bliższym, a następne w drugim, tym dalszym…

– Tu też znikła herbata?

– Owszem… Może wody? Zimnej? Ciepłej?

Brakuje jeszcze tylko magicznego napoju.

Dział IT u naszego klienta

Kierownik myślał, że sobie żartują, kiedy dwa tygodnie temu przedstawiciele klienta narzekali, że nie mogą otworzyć plików z raportami, które odsyła im nasz System. Dzisiaj, kiedy Kierownik był w wizycie, ktoś do niego podchodzi i zaczyna wypytywać:

– To jak otworzyć te wasze pliki?

– No normalnie… A w jakim są formacie?

– Tar gie-zet. To jak je otworzyć?

– Noo, yyyy, a co chcecie z nimi robić?

– Otworzyć!!!

W Zespole po prostu pokładamy się ze śmiechu. Przez dwa tygodnie nie mogli dojść jak się otwiera archiwum tar skompresowane gzipem. I to wcale nie jakieś kołki z marketingu…

– Nie wiem w czym problem, ale koledzy z IT nie mogą go rozwiązać. – Tłumaczył przez telefon Przedstawiciel. – To chyba byłoby prostsze, gdybyście wyłączyli kompresję?

Ależ oczywiście; wszyscy tam u klienta mają obsesję, żeby nie uronić zbędnego bitu na drucie, to przecież przepychanie wielogigabajtowych plików nie będzie problemem.

– One zawsze przychodziły jako zip…

– Chyba gzip?

– Nie łap mnie za słówka!

– Ale to jest coś zupełnie innego!

– To, eeee, sprawdzę i oddzwonię…