Przychodzę do pracy i macham kartą nad czytnikiem, który pika aprobująco i otwiera bramkę. Bramka zaś leci z jęzorem do systemu komputerowego postkarżyć się, że przyszedłem. System ten nazywa się PiW. Przyjścia i Wyjścia. Potocznie zwany „PiWo”.
W każdym miesiącu jest określona ilość godzin do odbębnienia (prezesi wolą mówić „wypracowania”) i System pilnuje tego jak kapo w obozie koncentracyjnym. Nie ma wcześniejszego wychodzenia w piątek, nie ma szacowania, czy się przepracowało mniej więcej ile trzeba metodą „pi razy drzwi” i na czuja. Wszystko jest w bazie danych. Może nie jest to szczególnie sprawiedliwe, ale na pewno jest uczciwe. Poza tym, w przeciwieństwie do obozu koncentracyjnego, godziny te są rozliczane tylko raz w miesiącu: pod jego koniec (wtedy też przepadają wszelkie nadgodziny, których się nie spieniężyło jeszcze przed ich wystąpieniem). Pomiędzy początkiem a końcem – hulaj dusza, żeby tylko być nad kreską powyżej miesiąca i zachowywać jakieś pozory przyzwoitości (podobno jest wymóg minimum czterech godzin dziennie; podobno). Jest też jeszcze „darmowe” 20 minut przerwy obiadowej wypełniające nieusprawiedliwioną nieobecność pomiędzy dwoma bytnościami (nawet jeśli się wyszło o drugiej w nocy, po gorączkowym naprawianiu czegoś, i wróciło grubo po południu na kolejny dzień pracy, tak jak mi się zdarzało na początku września).
Nowi pracownicy szybko uczą się dobrodziejstw PiWa. Zostawanie trochę dłużej, „nabijanie” sobie godzinek, żeby w strategicznym momencie wyjść wcześniej i jeszcze być na plusie, to codzienność. Taki np. Kolega Nowszy na początku się zarzekał, że „nie chce mu się kombinować”, potencjalnie narażając się na nieprzychylność kierownictwa wobec nadużywania przywilejów przez nowicjusza. Ale już parę dni później przesiadywał do dwudziestej i jeszcze się z tego cieszył.
PiWo jest fajne.
Niedawno musiałem zrobić pewną operację w PiWie wymagającą zatwierdzenia przez Kierownika. Na dole strony było napisane, pogrubioną kursywą i bardzo poważnym tonem, że mam tego dnia zanotowane spóźnienie. Najwyraźniej wśród założeń systemu, tworzonego hen hen pięć lat temu co najmniej, było, że nie należy się spóźniać. Ale nie zauważyłem jeszcze, żeby ktoś się tym przejmował, tym bardziej, że od dawien dawna nigdy nie miałem zaznaczonych żadnych spóźnień, ani ja, ani co niektórzy z Kolegów, którzy regularnie przychodzą około 11. (Ja „spóźniam się” „tylko” 15-20 minut (po dziewiątej)). Tak przynajmniej było aż do paru tygodni wstecz, kiedy osobnicy odpowiedzialni za PiWo „coś naprawili” i od tamtej pory mam oznaczony czerwonym wykrzyknikiem każdy dzień poza jednym, kiedy to, ku mojemu niepomiernemu zdumieniu, udało mi się wyjść 20 minut wcześniej niż zwykle.
I tak oto mam ten krzyczący na mnie system, że się spóźniłem i pytający co mam na swoje usprawiedliwienie. Korciło mnie, żeby coś tam napisać.
„Wyszłem za puźno, byli korki, no a poza tym pjes mi zjat prace domowom”
Zastanawiam się też, co Kierownik by na to powiedział. Mógłbym po prostu sprawdzić…