Słowniczek terrorysty

Tranzystor: urządzenie elektroniczne, które za pomocą niewielkiego napięcia może sterować natężeniem znacznie większego prądu; używane we wzmacniaczach i in.. Por. Media.

Media: urządzenie ustroju społecznego, które za pomocą niewielkiego lokalnego zdarzenia może sterować znacznie większą masą ludzką; używane do wzmacniania ataków i bardzo efektywnego szerzenia terroru (jak pokazują wzorce amerykańskie, w pewnym momencie by osiągnąć pożądany efekt nie potrzeba nawet ofiar śmiertelnych i zamachowców-samobójców; patrz także: Terroryści już wygrali).

Darmowe PiWo

Są jednak dobre strony zmiany czasu! Na przykład: w pracy dostałem darmowe PiWo. A stało się to tak.

Jak to często bywa, wiele systemów komputerowych w Firmie działa we własnym czasie. Intranet się przestawił; system Przyjść i Wyjść (PiW[o]) się przestawił; bramki przy wejściu – nie. Jak mi wyjaśnił Kolega, który swego czasu maczał palce w powstawaniu dwóch pierwszych z wymienionych systemów, do bramek musi przyjść taki jeden pan, który wygląda gorzej niż żul spod budki z piwem (jak to mawiają Anglosasi – no pun intended), żeby zamieszać w bramkach i wyprostować im czas.

Widzę, że przyszedł, owszem, wyprostował, owszem, ale, póki co, nie zostały poprawione niepoprawne dane od trzeciej w nocy do momentu wyprostowania czasu bramek. I tak to System twierdzi, że przyszedłem wczoraj o ósmej rano (ha ha ha!), wyszedłem zaś już o 17., zgodnie z prawdą, co oczywiście daje dziewięć godzin, a nie osiem.

Teraz pytanie czy wypada skonsumować to darmowe PiWo. Poza pracą.

Zgasili światło

Zgasili światło; nie, nie my, bo my uważamy, że jest to gest jeszcze bardziej symboliczny i bez znaczenia niż minuta ciszy po czyjejś śmierci. A ponieważ nie zgasiliśmy światła, a z nami prawdopodobnie większość obywateli dookoła (nie wiem, nie interesowałem się), w elektrowni chyba musieli poczuć się urażeni. I to oni zgasili światło. Nam. I całemu osiedlu. I nie wiadomo komu jeszcze, ponieważ, co trzeba im przyznać, zrobili to w środku nocy. O czym wiem stąd, że w środku nocy obudził mnie alarm u sąsiada naprzeciwko, który włącza się po każdej awarii zasilania (pewnej pamiętnej nocy – co 10 minut).

Usłyszałem też jak włącza się mój komputer, po tym jak został był pozbawiony energii życiowej. Komputera również nie „zgasiłem”.

Awans?

Dzisiaj rano w pracy otworzyłem drzwi Prezesowi. Aż wstyd się przyznać, ale to była tylko kwestia elementarnej uprzejmości1, bo zupełnie sobie nie zdawałem sprawy kto zacz, i dopiero po głosie poznałem, że to On (i po tym z jakim szacunkiem recepcjonistka powiedziała mu „dzień dobry”, chociaż Firma ma oficjalną politykę, żeby wszyscy byli sobie na „ty”).

Mam w związku z tym nadzieję, że zostałem zauważony. Może dzięki temu, w jaki sposób przytrzymałem drzwi, dostanę awans? Może nawet na portiera! Zamiast siedzieć w tych swoich kazamatach cały dzień przy komputerze i pisać programy, mógłbym co najmniej dwa razy dziennie być w pobliżu Prezesa! (Chyba że jest w delegacji, czy cuś. Smutne to by były dni.)

Oby bliżej Prezesa!


1 Potrzebna jest chwila wyjaśnienia: Główne Wejście podczas chłodnych pór działa na zasadzie śluzy2 – tylko jedne z pary drzwi mogą być otwarte na raz, tak więc gdybym bezceremonialnie wlazł i zatrzasnął zewnętrzne, osoba za mną musiałaby poczekać, aż się przekraćkam przez wewnętrzne. Tak więc elementarna uprzejmość, by poczekać na osobę niedaleko w tyle, jest tutaj trochę bardziej elementarna niż w innych okolicznościach, bo bardziej się wychodzi na Chama.

2 Inna sprawa, że właśnie dzisiaj wyłączyli śluzę. Ale chyba dopiero po południu.

Pierwsze pro-zdrowotne masło

Wczoraj w sklepie rzuciło mi się w oczy masło inne niż te, które zwykle tam leżą, z wyeksponowanym, czerwonym napisem „pierwsze pro-zdrowotne masło”. Wziąłem więc kostkę, żeby zobaczyć, czy dzięki temu stanę się najzdrowszym człowiekiem na świecie (chociaż czasem mam wrażenie, że i tak już nim jestem).

Okazuje się, że chodzi o substancje określane jako „Omega-3” i „Omega-6”. Ciekawe czy ktoś poza zawodowymi hipochondrykami wie o co chodzi, tak na pierwszy rzut oka; dla pozostałych musi to brzmieć bardzo mądrze, a zatem nie może być złe, prawda? Wikipedia mi mówi, że to tłuszcze nienasycone, czyli roślinne – czyżby nowy sposób wciskania ludziom margaryny?

Na odwrocie kostki papierek przekonuje, że 100g produktu zawiera około ćwierci zalecanego dziennego spożycia* każdej z tych substancji. Kostka ma 200g (ktoś pamięta jeszcze czasy, kiedy masło sprzedawano po 250g?), więc muszę zjadać dwie dziennie, żeby zadowolić dietetyków (czuję się jak między dietetycznym młotem a kardiologicznym kowadłem). Dwie kostki masła albo… co? I ile tego ca? To jest właśnie problem z tymi zalecanymi dziennymi dawkami: im dłużej na nie patrzę, tym bardziej mi się wydaje, że nie spełniam żadnej z nich, może za wyjątkiem węglowodanów (tych zawsze jest za wiele). A jako wegetarianin powinienem był już dawno umrzeć na co najmniej 1000 różnych niedoborów.

Na szczęście póki co czuję się świetnie i mam podstawy by gwizdać na wszystkie te zalecane dzienne dawki. Jestem paranoikiem, a nie hipochondrykiem.


* Według jakiejś tam instytucji o bardzo długiej nazwie i ich listy zaleceń o jeszcze dłuższej nazwie; brzmi to bardzo mądrze, więc musi być dobre prawda?

Fala

– Przepraszam, że przychodzę z tym do ciebie, ale nie ma M. a on mi robił takie rzeczy…

Ta rozterkotana kula armatnia, która wpadła nagle do naszego pokoju i uderzyła prosto w Kierownika, to była M., która ma z M. (Kontraktorem Nawróconym) wspólne trzy pierwsze litery imienia i jest u nas w Zespole nazywana uszczypliwie jego „żoną”. Określenie to wzięło się z tego w jaki sposób M. wyraził pochwałę „okoliczności przyrody” w swoim wówczas nowym miejscu pracy, czyli naszym, a za szczególnie okoliczną z tych okoliczności tradycyjnie uważana jest właśnie M., która naturalnie nic o tym nie wie.

– Ale… ja nie jestem grafikiem!

M. zdumiała wszystkich kiedy wkrótce po zatrudnieniu się w swoim nowym miejscu pracy, czyli naszym (ale nie u nas (w Zespole, w sensie)), awansowała z prostej sekretarki prosto na handlowca. Oficjalnie podobno chodziło o to, że kiedyś tam gdzieś tam miała jakieś tam doświadczenie w pożądanym zakresie, a oczywiście taniej jest wykorzystać lokalny talent niż opieprzać się z rekrutacją. Wskazuje to niewątpliwie na to, że talent rzeczywiście jest.

– No nie wiem, ale widzisz, nie mamy tu żadnych grafików, to znaczy nie mam do kogo się zwrócić, a M. zawsze mi pomagał…

[Co nie do końca jest prawdą, nota bene, bo jak raz dał się owinąć wokół palca, to potem zawsze próbował się odwinąć i wywinąć.]

Jakiś czas później Kierownik wszedł do pokoju z szatańskim uśmiechem i powiedział, że rozmawiał z handlowcami i że chcą oni stworzyć jakiś kanał komunikacji pomiędzy nimi a Zespołem. I że grupie po drugiej stronie przewodzi M. właśnie. „Zgadnijcie kogo wyznaczyłem na osobę kontaktową u nas!” I tak właśnie M. otrzymał tamto pierwsze zlecenie natury pierdółkowatej na starej, dobrej zasadzie „przecież znasz się na komputerach”.

– Aaaaa, to już nieaktualne. Właśnie od niedawna pracuje u nas taki jeden…

Zespół tymczasem się rozwija. Zajmujemy już dwa pokoje, przy czym w drugim pokoju wszystkich za mordę trzyma rzutki Kolega Najnowszy (ten też szybko awansuje, nawet jeśli tylko nieformalnie). Mamy dwóch nowych rekrutów, a podobno ma być jeszcze ze trzech (troje?).

– Napuściłem ją na S. – Wyznał z miną winowajcy Kierownik, kiedy wrócił zaprowadziwszy M. do drugiego pokoju. – Biedak zrobił się taki malutki…

Tak. W środowiskach korporacyjnych również można doświadczyć zjawiska fali…

Głupie pytania, część 71.

Czy dziennikarzy to boli, kiedy donoszą o pozytywnych aspektach danej sytuacji?

[Generalne nastroje w narodzie zdają się być takie, że „wszyscy” chcą już wiosny, ale może to też kreacja mediów. Jasne, że sporo osób się spóźniło do pracy, że niektórzy tak się spieszyli, że kogoś przejechali, że kolektywny jęk cieciów machających szuflami spowodował zakłócenie Mocy, ale czy to jest wszystko? Cała prawda i tylko prawda? Ja ze swojej strony byłem dzisiaj wniebowzięty tym najpiękniejszym porankiem od wielu, wielu miesięcy, a może lat. Świeży, nieskalany śnieg w świetle prawie-równonocnego, a zatem prawie-wiosennego, słońca – tylko rozglądać się dookoła i podziwiać, a nie marudzić! Od zachwytu nie dostaje się wrzodów, tak jak od złoszczenia się na wszystkich i na wszystko.]

Czego się dowiedziałem z Wikipedii, część 2.

Ponieważ jakiś się ostatnio zrobił zastój w Kronice (być może dlatego, że trochę mnie wypaliło pisanie kroniki do kolejnej Galaktyki Stars! – i kolejnej przegranej), więc może czas na kolejną odsłonę cyklu (?). Otóż, ostatnimi czasy dowiedziałem się, iż…

  • …strychnina jest najbardziej gorzką ze znanych substancji. (I bardzo dobrze, bo jest również bardzo toksyczna; zapamiętać: gorzkie -> wypluć!)
  • …średni rozmiar piersi wśród Amerykanek się w ostatnich latach zwiększył w statystycznie istotnym zakresie. (Ale nie napisali czy dzieje się tak dzięki ewolucji, chirurgii czy imigracji.)
  • …pojęcie kiczu powstało mniej więcej w połowie XIX wieku. (Podobno sprowokowało je zachowanie się nowobogackiej burżuazji w Monachium; to dopiero musiał być kicz! Ale nie wiadomo skąd się wzięło samo słowo.)
  • …i idąc tym samym tropem, tradycja „białych ślubów” ma mniej więcej tyle samo lat co pojęcie kiczu, może jest troszeczkę starsza. (Moja mama powiedziała „aż tyle?”. A wszystko przez Królową Wiktorię. Przed nią panna młoda brała ślub w najlepszej sukni jaką miała, albo na jaką ją było stać, albo jaką mogła pożyczyć. Dowolnego koloru.)

To na razie tyle. Ale obiecuję, że w przyszłości będę dokładniej dokumentował moje poszukiwania wiedzy tajemnej.