PITu-PITu

Ja się wcale nie chwalę, ja po prostu mam talent. Talent ten polega na tym, że kompletnie nie potrafię trafić w ukryte znaczenie zawoalowanej insynuacji interlokutora. Przykład: pani Księgowa-Kadrowa dzwoni i pyta „tego PIT-a to ja mam wysłać Ci pocztą, czy jak?”. Chodziło jej oczywiście o to, dlaczego jeszcze nie przyszedłem (było to miesiąc temu, zaznaczam) do niej po swojego PIT-a. „Możesz wysłać, czemu nie, ja się nie boję wypełniania.”, odparłem. Chodziło mi oczywiście o to, że chociaż teoretycznie mogę skłonić pracodawcę, żeby wypełniał moje PIT-y za mnie, jest dla mnie, jako dla informatyka, punktem honoru zrobić to samemu. Nie wiem czy to jakaś skaza mentalna, że automatycznie założyłem, że rozmówczyni urąga mojej inteligencji.

Podobne sytuacje zdarzają mi się niepokojąco często, tak często, że nawet już ich nie zapamiętuję. Niemniej chroniczna niemożliwość porozumienia się ze starszą panią w kiosku z ciasteczkami w zakresie tego, o który konkretnie towar mi chodzi, doprowadzał i ją do szaleństwa, toteż to też mi zapadło w pamięć.

Kierownik zapytał Kontraktora Nawróconego, czy wypełnił PIT. „Nie.” „Oooooooo, to masz jeszcze czas!” (Do końca dzisiaj.) „Jak dotąd zdarzyło się tylko raz, żebym złożył na czas. Nie boję się.”. On z kolei nie boi się niewypełniania. Kiedy poszczególni Koledzy zaczęli się licytować na to, ile komu wychodzi zwrotu („Jak ona [pani Księgowa-Kadrowa] to wypełnia!”), dorzuciłem i swoje grosze:

– Mi wyszło, że mam dopłacić 27zł. Ale stwierdziłem, że nie chce mi się dopłacać, więc dorzuciłem ulgę internetową.

[A potem, kiedy Kierownik zakwestionował skuteczność ulgi internetowej w jej najprawdopodobniejszym zamierzeniu stymulacji rynku dostępu do Internetu: „ulga internetowa ma mniej więcej taką skuteczność jak becikowe”.]

Dwa tygodnie

A nie pisałem? „Spokojna głowa – teraz trudno to sobie wyobrazić, ale za tydzień-dwa wszystko będzie o wiele prostsze”. I jak w zegarku dokładnie dwa tygodnie po katastrofie pojawiły się pierwsze, jeszcze trochę nieśmiałe, płomyki polskiego piekiełka („strona polska jest petentem w śledztwie”). A teraz mamy już prawie regularną bitwę błotną z ministrem obrony w centrum („nie zrobił nic, żeby zredukować takie przypadki”, czy jakoś tak; emfaza moja).

Normalność! Nareszcie!

Wszędzie trupy

Żałoba u nas ciąży pełną parą, że tak powiem, a tymczasem okazuje się, ku wielkiemu zaskoczeniu widzów głównych serwisów informacyjnych, w których nic poza rzeczami okołosmoleńsko-katyńskimi nie uświadczysz, że świat dookoła nadal się kręci. I wszędzie giną ludzie.

Pierwsze zupełnie z brzegu: ponad 100 ofiar burzy w Bangladeszu; ponad 600 ofiar trzęsienia ziemi w Chinach; i marne dziewięć po wykolejeniu się kolejki we Włoszech.

Ale najwięcej zainteresowania naszych mediów budzi wulkan Eyjafjallajökull, który chuchnął popiołem nad północną Europę, uziemiając wszystkie samoloty w Wielkiej Brytanii i Skandynawii, i może przeszkodzić w przylocie tych wszystkich wielkich znakomitości wybierających się na pogrzeb prezydenta…

Konstytucja rzuciła wyjątek

Napisano konstytucję; i uznano, że jest dobra.

A w ostatnim tygodniu uruchomione zostały fragmenty konstytucji, które się pisało, bo trzeba było napisać. Intencja była dobra: żeby „bezprezydencie” trwało jak najkrócej. A tu okazało się, że, zwłaszcza po odjęciu okresu żałoby, z przepisowego maksymalnego czasu do „awaryjnych” wyborów pozostaje „prawie nic” na kampanię, a tu jeszcze trzeba się śpieszyć ze zbieraniem wymaganych podpisów dla komitetów wyborczych (ktoś tam powiedział, że i tak teraz nie wyobraża sobie całego tego wyborczego cyrku; spokojna głowa – teraz trudno to sobie wyobrazić, ale za tydzień-dwa wszystko będzie o wiele prostsze).

Jako zawodowy programista doskonale wiem jak to jest. Nic nie jest tak, za przeproszeniem, upierdliwe jak obsługa błędów. Obsługa błędów jest, bo musi być (zlituj się Panie nad programistami, którzy o tym nie wiedzą). Zazwyczaj jest spychana na margines, zostawiana na ostatnią chwilę, kiedy to okazuje się, że powinna być integralną częścią projektu od samego początku, i bardzo, bardzo rzadko testowana. I dopiero w momencie katastrofy okazuje się, że wszystko nie tak.

Obawiam się, że programiści mają więcej wspólnego z prawnikami niż mam ochotę się przyznać.

Skrzydła

Starałem się. Bardzo się starałem, ale nie mogłem się zmusić do grobowego nastroju.

Taki ze mnie wesoły cynik.

Wyznaczyłem sobie zatem pokutę. Wyrwałem się z domu godzinę wcześniej niż zwykle, do pracy zajechałem 40 minut później niż zwykle (poprzedniego dnia przygotowałem grunt wychodząc z pracy 35 minut później niż zwykle), a po drodze zahaczyłem bardzo szerokim łukiem (dwukrotnie przeprawiając się przez Wisłę, co o tej porze dnia nie należy do szczególnych przyjemności) o Politechnikę, by nagryzmolić kilka kompromitująco koślawych kulfonów w księdze kondolencyjnej, jaką w Dużej Auli wystawiono inż. Justynie Moniuszko – absolwentce Wydziału Mechanicznego, Energetyki i Lotnictwa, stewardessie prezydenckiego samolotu, a także pierwszej w historii miss Politechniki Warszawskiej.

Albowiem poruszyła mnie dopiero informacja o niej.

Albowiem studiowała na tej samej uczelni w tym samym czasie co ja (to co, że na innym wydziale?).

Albowiem śledziłem tamte pierwsze wybory ze szczególnym zainteresowaniem, o czym zresztą pisałem.

Albowiem to co innego, gdy prezydent ginie w służbie dla kraju, a co innego, gdy młoda, ambitna osoba z całym życiem przed sobą ginie w służbie dla prezydenta.

Izolacja na infostradzie

Tak się dziwnie składa, że nie czerpię najnowszych wiadomości z Internetu – mam czytnik RSS zapchany różnymi kanałami, ale wszystkie są o informatyce, technologii, albo jakoś inaczej niezwiązane z mediami. Jedyny kontakt z nimi mam przez pół godziny podczas obiadu, kiedy zamiast się gapić tępo w talerz mogę się gapić tępo w telewizor (i tylko do tego mi się przydaje to pudło).

I to dlatego piszę o brudzie na monitorze i zupełnie nie wiem co tam się dzieje na świecie. W takim Smoleńsku na przykład.

To dziwne uczucie. To dziwne uczucie nie wiedzieć co się dzieje, kiedy wszyscy wiedzą; to dziwne uczucie mieć martwego prezydenta.

[Ma się rozumieć, że za nim nie przepadałem, ale w żadnym wypadku nie jestem zadowolony z tego, co się stało – to jest jak oszustwo, a oszustwo jest dla małych duchem.]