Autodestrukcja w działaniu

Teza: wielkie firmy medialne same się proszą o własną zagładę.

Dowód:

Dwóch na trzech ankietowanych stwierdziło, że byłoby skłonnych płacić za filmy i muzykę w sieci. Warunek – szeroka i tania oferta. Przedstawiciele przemysłu rozrywkowego odpowiadają, że najpierw musi zmniejszyć się skala piractwa.

(Źródło)

Quod erat demonstrandum.


[Taki skrajny i beznadziejny przypadek pomylenia przyczyny ze skutkiem to naprawdę rzadkość. Osobnik prowadzący polibudziany odcham z prawa autorskiego twierdził z wielkim zapałem, że gdyby to od niego zależało, to rozprowadzałby dzieła (mówił w tym przypadku o oprogramowaniu, bo w końcu wykładał informatykom, ale odnosi się to też do innych dzieł) po możliwie najniższej cenie w jak największym nakładzie. W erze cyfrowej koszt produkcji jest przyzerowy, koszt dystrybucji – takoż, zatem podaż jest dowolnie skalowalna. Można zadowolić dowolny popyt i jeszcze się (nie)zdrowo upaść. Tymczasem korporacje medialne upierają się przy starej, (nie)dobrej metodzie sztucznego niedoboru. Niemalże zaporowe ceny płyt od lat (w Polsce: od zawsze, czyli od wprowadzenia po upadku PRL-u ustawy o prawie autorskim), rok w rok, znajdują się z ścisłej czołówce rankingu „rozczarowania roku” podsumowań rocznych pewnego pisma muzycznego. Od zawsze słyszymy też, że są one takie po to, żeby Niemcy nie przyjeżdżali wykupywać towaru ciężarówkami po okazyjnych (dla nich) cenach. A poza tym to wszystko wina piratów. Bo przecież każdy wie, że w obliczu konkurencji najlepszą taktyką jest podniesienie cen (i wykończenie konkurencji policją). A zupełnie oczywiste jest już to, że kiedy popyt spada, należy jeszcze bardziej podnieść ceny, żeby powetować sobie straty.

Adam Smith przewraca się w grobie aż dudni.

Koniec tyrady.]

2 uwagi do wpisu “Autodestrukcja w działaniu

  1. Problem w tym, że „wielkie firmy medialne” to pośrednicy. Zarabiają na marżach na „niby wartości dodanej” – pięknie wydana płyta, sieć dystrybucji na całym świecie, „zabezpieczenie praw twórców” itp. Jeśli przyznają, że utwory mogą być powszechnie dostępne tanio, z pominięciem granic a i prawa twórców się same mogą obronić, to się okaże, że ich pośrednictwo nie jest potrzebne. Do sprzedaży miliona piosenek wystarczy mała firma z odpowiednim oprogramowaniem – światowe molochy nie mają szans. Jedynie co im pozostaje, to wmawiać wszystkim, że tak się nie da… Konkurencji się na razie nie boją, bo mają kontrakty, wyłączne prawa majątkowe, sprawnie działającą klikę lobbystów itp. przywileje monopolistów.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s