Coca-Mydło

Coca-Cola smakuje dla mnie jak mydło…

Jak to skąd wiem jak smakuje mydło?

Albo raczej: jak to nie wiesz jak smakuje mydło? Gdzie Ty się wychowywał[ea]ś?

Nie mam zielonego pojęcia skąd wiem jak smakuje mydło, ale widocznie musiałem kiedyś spróbować będąć małym brzdącem i było to tak nieprzyjemne doświadczenie, że pamiętam smak mydła pomimo tego, że nie pamiętam nic innego związanego z tym incydentem.

Uważam to za niezmiernie ważne, żeby dzieci sprawdzały jak smakuje mydło.

[Pytanie!: skąd wiem jak smakuje Coca-Cola?]

Samozwańczy korektorzy wszystkich krajów, łączcie się!

Dzisiejszy przypadek jest z „Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater” Kurta Vonneguta:

W latach od 1947 do 1953 Fundacja Rosewatera wydatkowała czternaście milionów dolarów. Donacje Eliota obejmowały pełny wachlarz filantropijnych możliwości: (…)

W powyższym tekście jakaś złota rączka poprawiła „donacje” na „dotacje”. Przypuszczam, że mógł to być przyszły polityk.

[Tak jest. Na papierze. Taki jestem staromodny. Papier jest pożółkły, więc mogło to się stać kiedykolwiek podczas ostatnich, powiedzmy, 40 lat.]

Drogi gazowniku…

Ostatnio przejąłem część rachunków (pozostałą część) od brata. Dzisiaj przyszedł z gazowni. Wygląda na to, że prawie dwa miesiące temu zmieniła się taryfa, w związku z czym przysłali książeczkę pt. „Wyciąg z taryfy w zakresie dostarczania paliw gazowych”.

Ludzie! Oni oszaleli! Tam są wzory matematyczne!! (I 12 stron)

[Zastępca dyrektora napisała też, że jeśli mi się nie podoba, to mogę zrejterować. Ciekawe czy byłoby do kogo.]

Lunatykot

Oczy ruszające się pod powiekami, nieregularny oddech, drgające łapki, strzyżenie uszami, stroszenie wąsów, a czasem nawet gwałtowne spazmy wszystkiego na raz… Klasyczny REM. Okropnie chciałbym wiedzieć co się kotom śni.

FAQ-zagadka

Czy zauważyliście, że różne strony publikują tzw. FAQ jako część wielkiej inauguracji, tj. zanim jeszcze jakiekolwiek pytania zostaną zadane?

Czy to nie przeczy nazwie „Frequently Asked Questions”?

Czy może bardziej odpowiednie rozwinięcie to „Fearfully Anticipated Questions”?

Czy czepiam się nieistotnych szczegółów?

Z wiadomości

– Ja tu tylko sobie pływam… Jeszcze w życiu się nie utopiłem! – Powiedział pan, którego namierzyli ratownicy rzeczni jako kandydata do kolejnej ofiary „upału i alkoholu”.

[„I never died before. / Can’t be what happened yesterday. / I shouldn’t stone the crow, no.” – jak śpiewał poeta.]

mi lojbo

Jak już wspominałem, mi tadni la lojban.. (I już znalazłem dobre kilka błędów w tych kilku zdaniach, które z taką dumą ułożyłem. To w tym akapicie jest próbą naprawienia jednego z nich. Pewnie się okaże, że i tak niedobrze.)

Człowiek nauki

Jednym z założonych celów tego języka jest rola badawcza. Lojbanistów najbardziej podnieca myśl o tym, co zrobią z nim dzieci, dla których jest to pierwszy język (tak jak Esperanto chwali się kilkoma setkami takich osób). Co oczywiście nie nastąpi, przynajmniej w Polsce, ponieważ zostaną one odebrane rodzicom przez kuratora pod zarzutami przemocy psychicznej.

W każdym razie ludzie badają. A ponieważ wedle innych założeń lojban ma być logiczny, jednoznaczny i neutralny kulturowo (w sensie: dla wszystkich brzmiący tak samo kosmicznie), powstają zatem takie ważkie kwestie jak jak przeklinać/obrażać w sposób logiczny, jednoznaczny i neutralny kulturowo? Ciężka sprawa. (W każdym razie nikt nie zabrania powiedzieć komuś czegoś w rodzaju „ko na zvati”, czyli „spraw, żebyś nie był/a obecny/a”, albo „bądź nieobecny/a”, albo „spadaj”. Taka obraźliwość w wersji lajtowej.)

Jezuch Mnemonic i fałszywi przyjaciele

Uczenie się każdego języka jest obarczone jedną relatywnie nieprzyjemną, żmudną i niekończącą się czynnością: wkuwanie słówek. Na szczęście odkryłem, że metoda flashcardowa działa na mnie całkiem efektywnie. (Należy przy tym pamiętać, że tak jak np. rzeczowników niemieckich należy się bezwzględnie uczyć wraz z ich rodzajnikami, tak lojbańskich gismu – słów podstawowych – należy się uczyć wraz z ich „strukturą miejsc”, czyli opisu co i jak można do tego słowa przyczepić, oraz z rafsi, czyli formami skróconymi.) Są jednak słowa, które za nic nie chcą mi wejść od głowy. Na przykład… no… jak to było… No właśnie. Znów zapomniałem jak jest „pora roku”, grrr.

Jest też cała gromadka fałszywych przyjaciół. Mój ulubiony jak dotąd przykład to „gluta pluta”, czyli „ścieżka z rękawiczek” (w wolnym tłumaczeniu). Na szczęście da się to zaprząc do mnemotechnicznego kieratu; i tak wizja ręki upaćkanej jakimś glutem pomogła mi zapamiętać, że chodzi o rękawiczkę, albo że trasa/ścieżka to takie coś po przejściu bandy spluwających żuli. Z innych przykładów: butelka szampana na szufli („canpa” [szanpa] – szufla/łopata); zasmucona łyżka („smuci” [smuszi] – łyżka czy też dowolne wklęsłe coś służące jako narzędzie przy konsumpcji); albo zupełnie oczywista rzecz, że przyprawa „tsapi” (w teoretycznie poniekąd dozwolonej wymowie [capi]), czy że ktoś mądry i doświadczony to „prije” [priże], co trochę jakby przypomina „pryk” (no dobra; to akurat średnio działa). I takie tam. (Pamiętajcie dzieci: sposoby mnemotechniczne działają lepiej kiedy są zabawne, a najlepiej, kiedy są nieprzyzwoite.)

Tymczasem z tymi słówkami, które mi nie wchodzą pozostaje tylko „to to słówko, które mi nie wchodzi”. Marna pociecha.

Alternatywa

W ramach poszerzania horyzontów sięgnąłem kiedyś po zespół Mogwai1. I alternatywny zespół Mogwai podsunął mi alternatywny pomysł na alternatywną nazwą mojego alternatywnego blogaska.

Happy Blog For Happy People

Poważnie się nad tym zastanawiałem. Przez jakąś sekundę, może nawet dwie. Ale chyba jednak nie ma jak Chwila dla Debila.

[I co mnie szczerze zdumiało, szybki wypad do Gógiela sugeruje, że nikt jeszcze nie wpadł na ten pomysł. Niniejszym oświadczam, że jest on przedmiotem aplikacji patentowej, o znak handlowy, a poza tym wszelkie prawa zastrzeżone i łapy precz. Ha!]


1 Tak, zdaję sobie sprawę, że ktoś może powiedzieć, że marne to poszerzanie, ale dzięki temu mogę powiedzieć, że Jezuch słucha muzyki od Mogwai po Decapitated. (Od Szkocji po Polskę? Też trochę mały rozrzut.)