Plącząc się po bibliotece wpadłem na półkę oznaczoną „literatura włoska”. Włoska? Włoska?… No przecież!
I wypożyczyłem „Imię róży” Umberto Eco.
Taki ze mnie twardziel.
Plącząc się po bibliotece wpadłem na półkę oznaczoną „literatura włoska”. Włoska? Włoska?… No przecież!
I wypożyczyłem „Imię róży” Umberto Eco.
Taki ze mnie twardziel.
Co po niektórzy mogą jakimś trafem pamiętać, że kiedyś wspominałem coś o rzucaniu mięchem podczas gry. Otóż od nieco ponad roku (jeśli jakimś trafem dobrze pamiętam) tłukę zawzięcie w Battle for Wesnoth i to stąd bierze się gro mięcha dolatującego z mojej strony.
Ostatnimi czasy ilość mięcha trochę się nasiliła. Wiąże się to z tym, że uparcie postanowiłem grać uczciwie (w sensie: nie powtarzać w kółko tury aż wszystko pójdzie po mojej myśli). Im bardziej się staram tym bliżej jestem białej gorączki. Nie poprawia tego stanu fakt, że równie uparcie upieram się grać na najwyższym poziomie trudności.
Nie jestem Enderem Wigginem i doprowadza mnie to do szału.
Ender Wiggin to taki chłoptaś z powieści „Gra Endera” Orsona Scotta Carda. Ender jest młodocianym geniuszem „hodowanym” przez wojsko na głównodowodzącego w wojnie z „robalami”. Ender nie przegrał w Szkole Bojowej ani jednej bitwy, niezależnie od tego co mu zgotowali przewrotni opiekunowie.
No więc nie jestem nim. Chce mi się przez to walić głową w biurko.
Gdzie jest granica między szczerością a brakiem taktu?
Zdaje się, że jest taki trynd, żeby każdy szanujący się obywatel napisał co robił w sierpniu 1980. Przynajmniej ci, którzy są w odpowiednim wieku. Niestety, ja jestem. W sierpniu 1980 byłem w brzuchu i nie mam pojęcia co robiłem.
Mam dobrą wiadomość dla wszystkich, którzy doszli do wniosku, że lojban to posrany język.
Dowiedziałem się jak w lojbanie odnosić się do tak prozaicznego obiektu jak wyjście.
(To znaczy nie to, że się dowiedziałem, jest dobrą wiadomością, tylko to, czego się dowiedziałem.)
Word: ganxo
x1 is a/the anus/anal orifice/asshole/arsehole [body-part] of x2; [metaphor: exit, waste exit]. Notes: Also asshole/ass/arsehole; (adjective:) x1 is anal.
(Emfaza moja.) Dla ścisłości dodam, że nasza ulubiona część ciała to zargu. (A „wyjść” to nie to, co myślicie, tylko odpowiednik „iść do zewnętrza”.)
[doi ro jbopre poi tcidu go’a tu’e .ui mi prami la lojban .i lo cmene be ti poi lerseltcidu cu xajmi po’o .i .a’o do djuno le du’u makau terzu’e mi tu’u]
W chwili obecnej na moim biurku, w dość widocznym miejscu, znajduje się egzemplarz Larks’ Tongues in Aspic King Crimson.
Też mogę udawać, że wiem o co w tym chodzi.
Od dziś, jeśli ktoś mnie się czepnie, że trzymam widelec w niewłaściwej ręce, będę odpowiadał mu/jej, że jestem leworęczny.
A ściśle rzecz biorąc, że staję się leworęczny na czas obiadu.
Czasem mi żal, że różne moje głupie rozważania w autobusie zostają zapomniane dla historii. Historycy przyszłości, radujcie się: oto jedno z takich głupich rozważań, o którym pamiętałem dość długo, żeby je zapisać (na dobre lub na złe).
Czasami się słyszy, jak ktoś mówi o czyichś dokonaniach, że są „wtórne”. Interesuje mnie szczególnie przypadek, gdy ktoś dochodzi do czegoś (jakieś dzieło, lub wniosek), co jest już znane w literaturze (czy czymśtam). (I nie chodzi o plagiat.) A jeszcze bardziej szczególnie interesuje mnie, jeśli to jestem ja, i kiedy ktoś mi mówi „odkryłeś Amerykę”.
Postęp nauki jest interesujący o tyle, że ludzie umierają. Każde kolejne pokolenie zaczyna od zera i musi zapoznać się z coraz większą ilością istniejącej wiedzy, żeby móc dodać swoją cegiełkę. Ciekawi mnie moment, w którym okaże się, że na zapoznanie się z istniejącą wiedzą nie starczy życia. Co wtedy? Jednym z rozwiązań jest specjalizacja, w sensie, że już od wieków nie jest możliwe być „człowiekiem renesansu”, tylko trzeba się skupić na jednej gałęzi jednej dziedziny. Ale specjalizacja z ignorancją wszystkiego innego jest szkodliwa; to dlatego słyszeliście, że podejście interdyscyplinarne jest czymś dobrym. W renesansie to było oczywiste, a my, w XXI wieku, odkrywamy Amerykę.
Zanim ktoś dojdzie do jakiegoś wniosku lub stworzy jakieś dzieło, są dwie możliwe drogi:
Idziesz na studia i zapoznajesz się z istniejącą wiedzą, po czym oczekuje się od ciebie, że posuniesz granice poznania o kilka milimetrów dalej (nie każdy jest Eulerem czy Gaussem; parę milimetrów to już wielki sukces dla takiego kmiotka jak każdy z nas).
Nie idziesz na studia i/lub nie zostajesz badaczem w odpowiedniej dziedzinie; wtedy sytuacja może być dwojaka:
Jeśli taki kmiotek jak ja dochodzi do takich samych wniosków jak eksperci w ramach swoich obowiązków zawodowych, to do d*** z takimi ekspertami.
Jeśli dochodzę do takich samych wniosków jak eksperci w ramach swoich obowiązków zawodowych, to jestem zajebisty!
I tylko o to mi chodziło, żeby mieć teorię uzasadniającą dwa ostatnie słowa poprzedniego zdania.
Tak, tak, wiem, że to już drugi w tym tygodniu, ale biorąc pod uwagę rzadkość, z jaką ostatnio pojawiają się odcinki niniejszej serii, powiedzmy, że poprzedni był z zeszłego tygodnia, a ten jest z tego (ewentualny następny będzie z przyszłego).
A zatem:
Subject: Your wife photos attached
Ja mam żonę??
Wreszcie ktoś wpadł na dobry pomysł: http://www.obiecales.pl/ – nawet jeśli to jedna partia polityczna przysmradza innej partii. Chodzi o to, że każdy polityk powinien mieć taką stronę.
[Nie sądzę, żeby cokolwiek to zmieniło, ale przynajmniej jest pewna teoretyczna szansa na to.]