Kiedyś się robiło krzyże z fiutami, albo postacie papieża przygniecione meteorytem.
Dziś się wiesza licznik zadłużenia na Pajacu errr Pałacu Kultury [i Nauki].
Inicjatywa jest poniekąd słuszna, chociaż zaangażowanie w to Balcerowicza budzi u niektórych reakcje bezwarunkowe („Najpierw nas pozadłużał a teraz płacze!!”).
ALE
Pewnie jak zwykle wyjdzie na to, że chodzi o straszenie pospólstwa. „Dług” to naładowane emocjonalnie słowo. Taki zimny drań jak ja wolałby raczej zobaczyć dokładnie rozpisane kto, kiedy u kogo i na co ten dług zaciągnął (chodzi o dług publiczny, a nie idiotów, którzy biorą kredyt na kupno telewizora), ile pielęgniarek umarłoby z głodu gdyby nie on i dlaczego nie można go spłacić z pieniędzy uzyskanych po likwidacji wojska (a przynajmniej z jego budżetu). I na tej podstawie rozliczać odpowiedzialnych.
Jedna liczba to za mało.
Dokładnie. Szczególnie, że nasz dług publiczny na łebka wcale nie wygląda tak źle w porównaniu.
http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_public_debt
PolubieniePolubienie
A właśnie, o tym też poniekąd chciałem… To chyba coś koło tysiąca wychodzi – mógłbym nawet łaskawie spłacić siebie i kilka innych osób.
Co nie zmienia faktu, że mniej byłoby lepiej (w ramach możliwości).
PolubieniePolubienie