Kiedy sobie dzisiaj próbowałem uzasadnić dlaczego ostatecznie doszedłem do wniosku, że jednak With Echoes in the Movement of Stone jest najlepszą jak dotąd płytą Minsk (w sensie, że lepsza niż The Ritual Fires of Abandonment):
…”The Ritual Fires of Abandonment” jest jednak trochę niewolnikiem swojej formy…
…podczas gdy „With Echoes in the Movement of Stone”, pomimo kilku słabszych momentów, jest urozmaicona i pełna niespodzianek.
Czy zaczynam już myśleć jak, nie dajcie bogowie, krytyk?
[Tak się składa, że podczas pamiętnego wesela kolega pana młodego argumentował, że kobiety nie mają obsesji analizowania muzyki pod kątem zapożyczeń i inspiracji i porządkowania pod względem „dobrości”. W ogóle różne dziwne rzeczy gadał po pijaku.]