Ja, Yeti

A jednak się wali (przynajmniej trochę).

Piszę zgrabiałymi palcami, ale lód ze mnie już się stopił. Wyszedłem z pracy wcześniej niż zwykle, pełen radosnego uniesienia, że mogę wreszcie się przejść po tym wszystkim, co padało przez cały dzień i na co gapiłem się cały czas przez okno – ale po mniej więcej trzech kwadransach spędzonych na przystanku, podczas gdy wicher smagał śniegiem, humor odrobinkę mi się pogorszył. Pierwszy autobus przyjechał po szczególnie długiej przerwie i nawet się nie zatrzymał, mimo złorzeczeń i jawnych gróźb ze strony innych oczekujących, bo był przepełniony. Drugi – takoż. Trzeci się zatrzymał, ale zamknął mi drzwi przed nosem, bo właśnie się stał przepełniony. Ale czwarty zajechał zaraz za trzecim i mogłem wrócić uniknąwszy sprasowania.

W tamtym momencie wyglądałem już całkiem efektownie: lód na włosach, lód na policzkach, lód na brodzie, lód na wąsach, lód na brwiach, a także lód na rzęsach. Mówcie mi Yeti.

Zdaje się, że jakiś czas temu napisałem, że najbardziej lubię jesień. Wycofuję to. Zima rządzi i dominuje! (I mam nadzieję nie powiedzieć tego samego o wiośnie, kiedy nadejdzie.)

[Ale oczywiście taka prawdziwa zima, a nie to byle co z epoki globalnego ocipienia.]

Ja, łaskawy

Czy Obrońcy Głównej Joggera nadal są tak cięci na „nieodpowiednie” posty, które tylko „zaśmiecają” rzeczoną główną, tak jak to było w czasach, kiedy akurat miałem fazę na krótką formę, uznaną przez rzeczonych OG za niegodną, co spowodowało, że proaktywnie zamknąłem się na poziomie pierwszym?

Pomyślałem, że łaskawie się przełączę z powrotem i zobaczę co się stanie.

Zodiak

Przypomniała mi się taka historia…

Dawno, dawno temu, za siedmioma przecznicami, za siedmioma kwartałami, zapisałem się wraz z kilkoma kolegami z podstawówki na jakiś taki kurs różnych dziwnych rzeczy jak szybkie czytanie, mowa ciała i inne dziedziny, których ostatecznie nic a nic się nie nauczyłem (może poza elementami mnemotechnicznego zapamiętywania „dużej” ilości słów). Jedno z ćwiczeń zakładało podział grupy na mniejsze grupki na podstawie jakiegoś kryterium. Nie pamiętam czemu to miało służyć, ale mieliśmy w tych grupkach zrobić listę cech wspólnych dla nas wszystkich w tej podgrupie. Z jakiegoś powodu kryterium podziału był znak zodiaku i jestem prawie pewien, że nie chodziło o udowodnienie, że astrologia „działa”.

A zatem znaki zodiaku. Gdzieś tam w kącie niespiesznie zgromadziła się garstka nas, koziorożców, prawdopodobnie na zasadzie „pozostałe 11 grup nie pasuje”. Usiedliśmy w kółeczku – i siedzimy. W ciszy. Każdy zerka po sąsiadach, ale nikt nic nie mówi. W końcu nie kto inny, ale ja sam nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, po czym dodałem: „no dobra, zapisujemy: jesteśmy nieśmiali”. Zdaje się, że nic więcej nie udało się ustalić.

Tak więc chyba jednak coś tam udowodniliśmy, tylko nie jestem pewien co.

Jak ja rozmawiam z ludźmi

Przepraszam bardzo, ale…

Przy okazji chciałem zgłosić coś, co prawdopodobnie jest reklamacją.

Ja tak naprawdę powiedziałem?

[W listopadzie National Geographic przysyła kalendarz na następny rok. I ten kalendarz jest zawsze problematyczny. Jeśli nie zostaje zmaltretowany podczas próby wepchnięcia go do skrzynki, to przynajmniej powoduje opóźnienie prawie-miesięczne w dostarczeniu numeru. I jeden raz spowodował całkowite zagubienie przesyłki. Na szczęście tym razem został awizowany wcześniej tego dnia, kiedy poszedłem się poskarżyć. Ja to mam czuja!]