Mój bajerancki termometr elektroniczny pokazuje:
Temperatura wewnątrz: 24°C;
Temperatura na zewnątrz: 50°C.
Czy mam rozumieć, że to (nie)sławne globalne ocieplenie już przyszło?…
Mój bajerancki termometr elektroniczny pokazuje:
Temperatura wewnątrz: 24°C;
Temperatura na zewnątrz: 50°C.
Czy mam rozumieć, że to (nie)sławne globalne ocieplenie już przyszło?…
Godzina 19:02.
– Wiadomości oczywiście się obamizują.
[Wymsknęło mi się!]
Podobnie jak politycy boją się tknąć sprawę, tak i ja jakoś bałem się jawnie, otwarcie i oficjalnie poprzeć inicjatywę, ale co tam, moje sympatie nie są chyba nieznane:
[End] The World’s Most Senseless War
Podpisałem! A co!
Miłościwie nam panujący Jaśnie Pan Prezydent Planety Ziemi i Wszystkich Krajów Wasalnych Obu Ameryk, Europy, Azji, Afryki, Australii i Poza Tym Nieważnych Wysp Które i Tak Trzeba Wymienić w Tytule, Barack Obama z Honolulu, przyjeżdża z cesarską wizytacją w nasze skromne ziemie polarne… tj. polańskie. Ciżba w ekstazie! A w najgorszym amoku nasze jakże niegodne elyty. W takie podniecenie wpadły, że pokrzyżowały plany Prezesowi, który, nieświadom nietaktu, jaki popełnia, miał zamiar w czasie tej niesłychanie dostojnej chwili urządzić w Firmie piknik lotniczy (z nim samym za sterami swojego naszpikowanego ładunkami wybuchowymi… tj. swojego samolociku, kupionego za dywidendy zapewne).
Niestety, nawet Prezes musi ustąpić wobec miłościwie nam panującego Pana Prezydenta Planety Ziemi i Wszystkich Krajów Wasalnych Obu Ameryk, Europy, Azji, Afryki, Australii i Poza Tym Nieważnych Wysp Które i Tak Trzeba Wymienić w Tytule. Pikniku lotniczego nie będzie.
Miłościwie nam panujący Pan Prezydent Planety Ziemi i Wszystkich Krajów Wasalnych Obu Ameryk, Europy, Azji, Afryki, Australii i Poza Tym Nieważnych Wysp Które i Tak Trzeba Wymienić w Tytule mówi: ja tu rządzę.
[A może to nasze jakże niegodne elyty robią szopkę, żeby się popisać?….]
Właśnie zostałem spisany. Może powinienem się cieszyć, że zostałem wytypowany do ankiety skróconej, bo nie musiałem wyjawiać takich rzeczy jak ile razy dziennie chodzę do toalety, ale mimo to korciła mnie nieco myśl o obstrukcji i sabotażu. Nie doszło jednak do tego, bo cały czas chciwie wpatrywałem się w to fascynujące urządzenie, które dzierżył pan spisujący, i to intrygujące oprogramowanie na nim działające. Ciekawe kiedy usłyszymy o pierwszych wyciekach danych z tego systemu… ;)
[Oto w jaki sposób przynajmniej populacja geeków zostanie spisana w miarę wiarygodnie – błyśnij elektronicznym gadżetem i masz ich w garści! ;)]
Optymizm w pracy? Jakowaś perwersja, zda się.
M.: Który dzisiaj dzień?…
Kolega Nowszy: Chwilę… eeee… Czwartek… chyba? A, tak, czwartek.
Ja: No jak można nie wiedzieć który dzisiaj dzień tygodnia?! Trzeba odliczać przecież dni do łykędu!
M.: Nie, to nie to…
Ja: Tata kiedyś opowiadał, że miał w pracy taką sekretarkę, która w poniedziałek rano każdego witała radosnym „jeszcze tylko pięć dni do weekendu!”, we wtorek równie radosnym „jeszcze tylko cztery dni do weekendu!” itp.
Kolega Nowszy: Ale se wymyśliła.
Ja: Optymistka, po prostu.
M.: To takie nie-polskie!
Ja: Właśnie. Polskie by było nazywanie dni tygodnia „pośmierdziałek”, „fetorek”, „smroda”, „czadek”, „pierdziątek”, „smrodota” i „śmierdziela”.
M.: Nie znałem tego, ale teraz od razu zapamiętałem!
Ja: Po prostu wiedziałeś intuicyjnie!
[M. to Prawdziwy Polak. Ja zaś cały czas piszę <string> zamiast <strong>. Ja to Prawdziwy Programista.]
Gdyby wojna (ta druga) się nie wydarzyła, a zatem nie zostałby zbudowany Pajac, err, Pałac Kultury, to co by zostało symbolem Warszawy, takim, który pokazują w wiadomościach, kiedy chcą podkreślić, że to coś, o czym obecnie mówią, dotyczy Stolycy, a nie jakiegoś innego, mniej ważnego miasta?
[Nie mam na myśli takich oczywistych oczywistości jak Syrenka, oczywiście.]
Czy w Twojej okolicy też śmietniki ostrzegają „nie przynoś swoich śmieci z domu!”?
Wyobraźmy sobie, że istnieje coś takiego jak „mamam” (rzeczownik). Zatem:
Ma mama ma mamama.
Powiedzcie to w towarzystwie i powiedzcie jaka była reakcja.
[Co niniejszym czynię.]
Fanom muzyki od dawna znane jest zjawisko, że my tutaj, w naszym biednym polskim grajdołku, płacimy za płyty ceny takie same jak płacą na Zachodzie, pomimo posiadania przez nasz kraj statusu kraju nie-do-końca-rozwiniętego. No, przynajmniej płaciliśmy, bo ostatnio tylko tacy wariaci jak ja jeszcze się przejmują plastikowymi krążkami w plastikowym pudełku z dodatkiem kawałka papieru i farby drukarskiej. Nieważne. Podobno chodzi(ło) o to, żeby Niemcy nie przyjeżdżali kupować hurtowo płyt u nas, zamiast u nich. Ale temat tej konkretnej głupoty już kiedyś przerabiałem.
Jestem geekiem, ale jakby trochę nietypowym. Moje biurko w pracy składa się z: biurka; laptopa. Koniec. Nawet myszki nie mam. Nie to co Kolega Nowszy, który przenosiny na inne biurko musi koordynować z ciężarówką do transportu całego tego jego sprzętu. Mój komputer w domu też „jedzie” nadal na dwurdzeniowym Athlonie 64 X2 w czasie, kiedy ta marka została już wycofana i pogrzebana pod co najmniej jedną inną późniejszą i również już wycofaną marką. Jedyne „gadżeciarskie” elementy to niestandardowo duża ilość pamięci i jeden z pierwszych SSD Intela (najlepszy zakup, jakiego dokonałem – ever!).
Mimo to co jakiś czas zdarza mi się napalić na jakieś urządzenie, którego i tak pewnie nie będzie chciało mi się kupić i/lub którego nie bardzo miałbym kiedy i jak używać. Przykład: Eee Pad Transformer. Czytam sobie i myślę, że za $400 to może nawet warto się zastanowić. W związku z tym chcę sprawdzić jaka jest/będzie dostępność w kraju nad Wisłą i dowiaduję się, że $400 zmienia się u nas w 2000 PLN (nie wspominając o obsuwie do końca maja). I jest to coś, czego nie rozumiem. Dolar co prawda ostatnio trochę się odbił (od trupa Osamy, czy jak?) ale na poziomie 5 PLN za $1 chyba nigdy nie był, a w rzeczywistym świecie bliżej jest połowy tego kursu. Blisko 100% marży dla importera to chyba drobne przegięcie, zwłaszcza zważywszy na to, że wszystko i tak jest Made in China (lub Korea), więc sprowadzenie do USA czy do Polski to odin hoj. Taki bogaty ten nasz nie-do-końca rozwinięty kraj, że stać nas na dwukrotne przepłacanie, czy po prostu jesteśmy krajem frajerów?
[Albo po prostu na niczym się nie znam i nic nie rozumiem, wszyscy znają racjonalne wyjaśnienie, a ja wychodzę na idiotę. Nic nowego, chyba. Może to funkcja tego, że ASUS popieprzył i wyprodukował za mało? Na Zachodzie, zgodnie z prawem podaży i popytu, cena poszła w górę (z tego co widzę), a u nas wyprzedzająco ustalono jeszcze wyższą?]