Mazowszanin w Tatrach

„Popatrz, jeszcze niedawno byliśmy tam daleko w dole. Jak jacyś debile.”

Na Mazowszu chodzenie uważa się za nudne i męczące; Prawdziwy Mazowszanin po kilkunastu krokach zaczyna złorzeczyć, że nigdzie dalej nie idzie i wzywa taksówkę. W Tatrach odpoczywa się idąc, i to idąc pod górę.

10 godzin męczarni w górach: sama radość (chyba że trzeba piąty raz przejść Doliną Kościeliską).
10 godzin siedzenia w pracy: no niech każdy sam oceni.

2-godzinny odcinek szlaku: zaraz będziemy na miejscu!
2-godzinne spotkanie Działu: no niech każdy sam oceni.

Tak sobie opaliłem dłonie, że (pomijając pęcherze i odłażący naskórek) przy wykonywaniu pewnych czynności mam wrażenie, że to ktoś inny robi je za mnie. Jakiś Murzynek Bambo. W ogóle jesteśmy (my, Białasy) jakieś 100 tys. lat za Murzynami – wystarczy nam posiedzieć kilka godzin na słońcu, żeby się nieźle przypalić. Tak, wiem, to jest adaptacja do chłodniejszego i mniej słonecznego klimatu, która bardziej sprzyja produkcji witaminy D w tym nieprzyjaznym środowisku. Neandertalczycy też ją mieli. A ja w ciągu tygodnia najprawdopodobniej wytworzyłem więcej witaminy D niż normalnie podczas kilku miesięcy.

Owszem, można się wykuć nazw wszystkich szczytów na pamięć, ale to będzie wiedza czysto teoretyczna dopóki się na nie nie wespnie – potem już ich nigdy nie zapomnisz, a ściślej rzecz biorąc twoje nogi nigdy ci tego nie zapomną.

Pokazując chmury wiszące wysoko nad głowami mogę powiedzieć: O, widzisz gdzie jest podstawa chmury? Byłem tam! Jeśli Zakopane jest na wysokości 800 m. z czymśtam, a Giewont ma wysokość 1800 m. z czymśtam, to, pomimo tego, że Zakopane jest „górską stolicą Polski”, to i tak chrapiąc sobie smacznie między wypadami jestem bliżej morza niż gór. A kilometr po płaskim vs kilometr w pionie to jednak przerażająca różnica. Tak mówią moje nogi.

Wszyscy wiemy, że samochody śmierdzą. Ale dopiero kiedy się posiedzi kilka dni w relatywnie nieskażonej okolicy, pochodzi po relatywnie świeżym powietrzu, to potem wystarczy, by przejechał obok zaledwie jeden samochód by to naprawdę poczuć. O papierosach już nie wspominam, bo przy nich samochody są jak pierdnięcie przy wystraszonym skunksie.

Zasada zachowania energii w Tatrach: NIE DZIAŁA. Jasne, że jeśli się włazi pod górę, to można obliczyć granicę dolną ilości zużytej energii na podstawie różnicy potencjałów grawitacyjnych, ale ze schodzeniem sprawa wygląda zupełnie inaczej. Chciałoby się myśleć, że wytracanie energii jest banalnie proste, bo dzieje się samo, tymczasem schodzenie z góry potrafi wymęczyć prawie jak wcześniejsze wspinanie się. Zwłaszcza kiedy się ucieka przed spodziewanym deszczem.

Zasada zachowania materii w Tatrach: idąc na szlak niesiesz ze dwie pełne butelki wody; schodząc ze szlaku niesiesz ze dwie puste butelki wody i masz ochotę wypić duszkiem całe Morskie Oko. Eksperymentalnie można stwierdzić, że po wyżęciu ubrań z potu pozostaje znacznie mniej niż kilka litrów cieczy. Można zatem wywnioskować, że przetransportowaliśmy kilka litrów wody z terenów położonych niżej do powietrza nad terenami położonymi wyżej. Tak więc jeśli zlało cię na szlaku, to zapewne w sporej mierze możesz za to podziękować tysiącom spoconych turystów.

Reszta świata: zjadłem/am ciastko, teraz muszę to spalić.
Jezuch: spaliłem mnóstwo energii, teraz muszę zjeść ciastko.

[To by wyjaśniało dlaczego nie za bardzo widzę na swojej tuszy skutków tygodnia łażenia po dolinach, graniach i szczytach.]

Aztec Two-Step

Przykładam palce z dwóch stron w strategicznych miejscach; zaczynam naciskać pod starannie wyznaczonym kątem; uważnie nasłuchuję i rejestruję palcami oznaki pęknięć i odpowiednio koryguję kierunek wektora siły; lepka ciecz kapie mi po dłoniach i wkrótce osiągam sukces; wprawnym ruchem wyrywam znajdujący się we wnętrzu czerwonawy obiekt….

Wyrzucam pestkę i zjadam brzoskwinię pomimo tego, że czuję się jak aztecki kapłan składający ofiarę z jeńca wojennego.

Regres Prezesa

Wczoraj wszyscy w Firmie zostali poinformowani e-listownie, że nasz do-niedawna-nowy Prezes (spółki zależnej, nie Firmy) odchodzi „za porozumieniem stron” (czyt.: został wylany, a za odprawę może sobie pojechać na Karaiby). Dzisiaj on sam przysłał pożegnalny e-list, w którym czytamy: „(…) świetny zespół (…) fantastyczna współpraca (…) nowe wyzwania (…) silna i prężna firma (…)” i podobne farmazony. Jedyne co mnie zainteresowało to zakończenie:

Wysłane z tabletu Samsung.

Nie wiem czy Was też irytują te automatycznie dodawane stopki „Sent from my iPhone” i bezmyślne imitacje wszystkich innych producentów… Niemniej obraz wkrótce-byłego Prezesa klepiącego pożegnalny e-list na swoim tablecie Samsung… Bardzo ambiwalentny. Bardzo…

[A w ostatnich dniach Apple uzyskało sądowy nakaz wstrzymania tabletów Samsunga w całej Unii Europejskiej. Niech żyje wolny rynek!!]