Wolny czas

Właśnie sobie uświadomiłem, że nie cierpię określenia „wolny czas”. Po angielsku mają też „spare time” (in addition to, eee, to znaczy oprócz „free time”), co chyba jest jeszcze gorsze. Określenie to mówi mi „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może zająć się swoimi rzeczami w, haha, wolnym czasie (haha)”.

Więc strzelam focha i redefiniuję.

Od dzisiaj uważam, że w moim wolnym czasie jeżdżę do pracy i zajmuję się nieistotnymi rzeczami, które robię tylko dla kasy. W wolnym czasie od rzeczy, które mnie interesują, oczywiście.

O!.

[Generalnie jestem zdania, że czas dorosnąć cywilizacyjnie i wycofać koncepcję, że człowieka definiuje to, co robi odwalając pańszczyznę dla feudała. „Czym się zajmujesz?” – pyta właśnie poderwana piękność po drugiej stronie stolika. – Rozmową z Tobą [ty ignorantko wspierająca system wyzysku!].]

Daj sobie spokój, Lou.

Nie chciałem wierzyć, kiedy pisali, że to być może najgorsza płyta w historii muzyki. Przesłuchałem. Całość. Na szczęście jednym uchem, bo, jak się okazuje, nawet w najgorszej hiperboli i generalizacji jest ziarno prawdy.

„Lulu”, wynik kolaboracji Metalliki z Lou Reedem, rzeczywiście jest do bani.

Metallica akurat się broni; to Lou Reed jest jak te betonowe buciki, co ciągną na samo dno. Wedle relacji wpadł do studia z jakimiś tekstami, pojechał „po spontanie”, i jak nagrał tak miało zostać – żadnych poprawek. Efekt brzmi tak, jakby Metallica sobie coś pogrywała na próbie (trochę monotonnie, momentami; rozumicie – żadnych poprawek znaczy też żadnego przycinania), a w tym czasie przyszedł jakiś dziad z ulicy i zaczął mamrotać do mikrofonu co mu ślina na język przyniesie. Dramat (ale nie w tym dobrym znaczeniu).

[Edyt: Trzeba coś na odtrutkę. Powiedzmy… „Carnival Is Forever” Decapitated ;)]

To nie jest normalne

Neelie Kroes w Awinionie:

But let’s ask ourselves, is the current copyright system the right and only tool to achieve our objectives? Not really, I’m afraid. We need to keep on fighting against piracy, but legal enforceability is becoming increasingly difficult; the millions of dollars invested trying to enforce copyright have not stemmed piracy. Meanwhile citizens increasingly hear the word copyright and hate what is behind it. Sadly, many see the current system as a tool to punish and withhold, not a tool to recognise and reward.

To chyba nie jest normalne, żeby polityk mówił tak bardzo z sensem.

Spam of the week

Oj, jak dawno nie zachwycałem się spamem… Zdaje się, że ostatnio spam jest zbyt wyrafinowany. Już nie jest chaotyczny i po prostu śmieszny; teraz jest bardziej „spersonalizowany”. Ot, chociażby ten dzisiejszy…

Cześć,

des-js napisał/-a Ci wiadomość

Możesz odczytać wiadomość na IQ Elite – serwisie testów osobowości i inteligencji, które są naukowe a jednocześnie zabawne! Aby przejść do wiadomości, kliknij na link:

Przeczytaj wiadomość >

Pozdrawiamy,

Zespół IQ Elite

IQ Elite! Wreszcie coś dla mnie!!

Wszyscy pisarze są zdrajcami

Cytam1 wywiad z ponoć znanym (nigdy o nim nie słyszałem) pisarzem (nigdy go nie czytałem, więc nie mogę potwierdzić):

Talking about the the script is also something that you’re not supposed to do, because it’s talking about success and failure and the limitations of the things that people fantasize about happening to them. Norman Mailer talked about his career as if it were a work, a project, and people felt angry and betrayed by that. It’s crossing a line to raise these issues at all.

Pytanie tygodnia: DLACZEGO?

Ludzie postrzegają „pracę” jako to coś nieprzyjemnego, odwalanie pańszczyzny, i nie chcą myśleć, że to wspaniałe dzieło też jest tylko wynikiem poddańczej pracy dla feudała?

Mówienie o pisaniu powieści jako o swojej pracy (zawodzie) sprawia wrażenie, że autor robi to „tylko dla kasy”?

Ludzie wolą myśleć, że autor jest tylko przekaźnikiem mądrości kosmosu i wcale nie on napisał to wspaniałe dzieło (w końcu to nie jest jego zawód), więc wcale nie jest lepszy od nich?

Albo wręcz przeciwnie, że ludzie chcą myśleć, że oto przemawia do nich Mądry Człowiek, i czuć się zaszczyceni, a tu się okazuje, że autor tego wspaniałego dzieła nie pisze tych wspaniałych słów bez wysiłku, tylko też musi siedzieć całymi godzinami, dzień w dzień, i ciężko harować (jak to w pracy na pańskim polu)?

Coś bardziej oczywistego?

Coś mniej oczywistego?


1 „Czytam czytat”? „Czytam i cytuję”?

Dzień po urlopie

Kierownikodyrektor: No i jak, wypoczęty?

Ja: [ziewając i przeciągając się ze stękiem] Czy ja wyglądam… na wypoczętego…?


Kierownikodyrektor: Chciałem powiedzieć M., żeby to poprawił, ale on – tu M. energicznie kiwa głową z szelmowskim uśmiechem – powiedział, że nieee, żeby poczekać na ciebie, bo ty tak się na tym znasz i będziesz cały szczęśliwy, że się tym zajmiesz…


Pan S.: [odchodząc od umywalki w innej części Gmachu] O! Cześć! A jednak nas czasem odwiedzasz!

Ja: [wita go skinięciem głowy i lekkim uśmiechem]

Pan S.: I jeszcze ani razu się nie odezwałeś!

Dowód, dlaczego prezydent Argentyny jest wstrętnym dyktatorem

Kiedy czytałem artykuł o tym, że amerykańska prasa wściekle nienawidzi prezydent Argentyny, coś mnie tknęło. Najnowsza historia Argentyny przedstawia się w skrócie następująco: przez poprzednie parędziesiąt lat odbywał się klasyczny i tradycyjny proceder dojenia kraju przez zagranicznych inwestorów i finansistów (coś, co dopiero teraz zaczyna się przebijać do świadomości masowej, teraz, kiedy w wyniku podobnych procederów całej Europie grozi zawał). Wówczas nikt się nie śpieszył, żeby Argentynę podtrzymywać „na rurkach” i Argentyna ogłosiła bankructwo. Świat obwieścił katastrofę na skalę kosmiczną i zapomniał, tymczasem do władzy doszedł mało znany osobnik, który bezlitośnie wykopał zagranicznych inwestorów i finansistów i spłacił długi zaciągnięte w IMF. Dzięki temu (oraz innym inicjatywom, oczywiście, bo to samo by nie wystarczyło) teraz Argentyna kwitnie.

Ale oczywiście kraj, który nie jest marionetką USA, nie jest krajem mile widzianym. I dlatego nieustannie od 2003 roku amerykańska prasa przewiduje rychły upadek i rozliczenie „nieodpowiedzialnej” władzy.

I wtedy właśnie mnie tknęło, że taki „cud gospodarczy” jest przecież oczywistym dowodem, że w kraju się źle dzieje, ponieważ, historycznie rzecz biorąc, istnieje silna korelacja między dyktaturą a kwitnącą gospodarką – wystarczy sobie przypomnieć co Hitler zrobił z dychawicznymi Niemcami epoki Republiki Weimarskiej. Mussolini też jest dobrym przykładem, ten, który sprawił, że pociągi wreszcie jeździły na czas. I pewnie znajdzie się wiele innych.

Proszę. Teraz możecie zacząć bombardować Argentynę. Nie ma za co.

[Jeśli ktoś się zastanawia, to celowo starannie omijam temat Niemiec i Japonii po II Wojnie Światowej. Ponieważ, historycznie rzecz biorąc, i z tego co wie ten kompletny laik, nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy i dlaczego nastąpi jakiś cud gospodarczy…]