Czego się dowiedziałem z Wikipedii (edycja limitowana)

Wiele rzeczy się dowiedziałem z Wikipedii, ale to chyba jedna z tych rzeczy ambiwalentnych: ciekawa ciekawostka z życia pionierów kosmosu, ale…

About an hour after starting his sleep shift, Borman requested clearance to take a Seconal sleeping pill. However, the pill had little effect. Borman eventually fell asleep but then awoke feeling ill. He vomited twice and had a bout of diarrhea that left the spacecraft full of small globules of vomit and feces that the crew cleaned up to the best of their ability. (Apollo 8)

…obraz, jaki się z tego wylania, jest jednak mało apetyczny. Dlatego właśnie umieszczam ten fragment w bardzo widocznym miejscu na publicznym blogu.

Wszystko co trzeba wiedzieć o „problemie” piractwa

Wszystko co trzeba wiedzieć o „problemie” piractwa zawarte jest w jednym komiksie:

I tried to watch Game of Thrones and this is what happened.

Wielu mądrych ludzi już o tym pisało, ale nie zaszkodzi, jak ktoś tak niemądry jak ja napisze jeszcze raz. A zatem…

Tak, jestem wystarczająco stary, by pamiętać czasy, kiedy piracka kopia była czymś wyraźnie gorszym: taka płyta na przykład – bez wkładki, z niewyraźną kopią okładki zrobioną na marnym papierze, no i z „właściwą” zawartością też nie zawsze dającą pełne zadowolenie; „oryginał” natomiast był tym, co byśmy bardzo chętnie kupili, gdyby dało się go dostać po przyzwoitej cenie. Pamiętam jak w dorocznej ankiecie pewnego pisma muzycznego w kategorii „rozczarowanie” pierwsze miejsce prawie zawsze zajmowały „ceny płyt”, strącane ze swojej wielce zasłużonej pozycji tylko przy okazji śmierci któregoś ze znanych i kochanych muzyków (ostatnio trend ten się zmienił – ale trudno powiedzieć czy to dlatego, że nasze zarobki wreszcie zaczęły doganiać fantazje prezesów firm fonograficznych, czy może po prostu w ostatnich latach wszyscy położyli na nich przysłowiową laskę).

Ale czasy się zmieniają, a z nimi „oryginały” i ich „pirackie” kopie. Dzisiaj nie trzeba nawet piratom płacić, a i tak dostaniesz łatwo dostępny egzemplarz z bardzo szerokiego asortymentu, do ściągnięcia bez problemu tu i teraz. Kiedy natomiast ruszy kogo sumienie i szarpnie się na „oryginał”, to, jeśli uda się temu komuś znaleźć „zatwierdzony” odtwarzacz, który zakupiony produkt łaskawie pozwoli odtworzyć, najpierw zostanie zasypany reklamami, których nie da się pominąć, a potem zostanie przyrównany do morderców i gwałcicieli. Kto to wymyślił, że należy karać ludzi, swoich najlepszych (jedynych? ostatnich?) klientów, za to, że chcieli zrobić coś dobrego? Kto wymyślił, że obrażanie i zastraszanie skłoni kogokolwiek do przepłacania za produkt będący, w dzisiejszych czasach, wyraźnie gorszej jakości niż jego „nielegalna” kopia?

Świat stanął na głowie i nawet nie zauważyliśmy kiedy.

Na koniec zacytuję pewnego mądrego człowieka, który mówił takie rzeczy

At present the holder of copyright has the public feeling on his side. Those who invade copyright are regarded as knaves who take the bread out of the mouths of deserving men. Everybody is well pleased to see them restrained by the law, and compelled to refund their ill-gotten gains. No tradesmen of good repute will have anything to do with such disgraceful transactions. Pass this law: and that feeling is at an end. Men very different from the present race of piratical booksellers will soon infringe this intolerable monopoly. Great masses of capital will be constantly employed in the violation of the law. Every art will be employed to evade legal pursuit; and the whole nation will be in the plot. On which side indeed should the public sympathy be when the question is whether some book as popular as Robinson Crusoe, or the Pilgrims Progress, shall be in every cottage, or whether it shall be confined to the libraries of the rich, for the advantage of the greatgrandson of a bookseller who, a hundred years before, drove a hard bargain for the copyright with the author when in great distress? Remember too that, when once it ceases to be considered as wrong and discreditable to invade literary property, no person can say where the invasion will stop. The public seldom make nice distinctions. The wholesome copyright which now exists will share in the disgrace and danger of the new copyright which you are about to create. And you will find that, in attempting to impose unreasonable restraints on the reprinting of the words of the dead, you have, to a great extent, annulled those restraints which now prevent men from pillaging and defrauding the living.

…w roku 1841. Och, jak tęsknię za światem, w którym prawo autorskie nie jest postrzegane jako coś, co nas krępuje, tylko jako coś, co nas uwalnia!…

[A „Grę o tron” też ściągnąłem. Bardzo dobre. Polecam!]

Niespodziewanie zabawna rzecz, jaką obejrzałem w tym roku

Co byście zrobili, gdybyście spotkali wynalazcę CAPTCHA? Mam nadzieję, że nic groźnego, bo okazuje się, że to bardzo sympatyczny osobnik z bardzo sympatycznym, auto-ironicznym poczuciem humoru, który do tego robi bardzo pożyteczne rzeczy.

Luis von Ahn: Massive-scale online collaboration

Ciekawe kiedy udostępnią w tym całym Duolingo możliwość uczenia się Lożbana ;)

Rzecz, jaką obejrzałem w tym roku, której (raczej) nie żałuję.

Zasadniczo nie żałuję obejrzenia tego, chociaż jest trochę zbyt patetyczne jak na mój gust, ale chcę to podlinkować wyłącznie po to, żeby sparafrazować jedno stwierdzenie.

Kathryn Schulz: Don’t regret regret

Jeśli zdarzy się wam kiedyś usłyszeć jak ktoś się przechwala:

– Niczego nie żałuję!

To możecie, ba! powinniście odpowiedzieć:

– To znaczy, że jesteś socjopatą (socjopatką) albo po lobotomii.

Oczywiście potem możecie żałować, że to powiedzieliście, bo w końcu nie jesteście socjopatami ani po lobotomii, prawda?

Zmiotki

Pochyliłem się nad upadłą (na ziemię (na podłogę, znaczy się)) ulotką próbując odczytać co to kto to mi to jaki spam chce wcisnąć. Aha. Gabinet okulistyczny. (Na ich miejscu bym roznosił ulotki, na których byłoby napisane małymi literkami „jeśli nie jesteś w stanie tego przeczytać, to potrzebujesz naszych usług!”. To co, że jeśli nie potrafię przeczytać to się nie dowiem jakie to usługi? Liczy się pomysł!)


Co powiecie na mały gang pang? U mnie w mieszkaniu ;)


A skoro już upadłem tak nisko…

– Mężczyźni są dowcipni.

– Chyba że geje…

– No tak, wtedy są do dupy.

[Czy da się niżej? No czy się da?]

Kolejna (nie)życiowa rzecz, jaką obejrzałem w tym roku

Tak, kolejny koleś, który tworzy „życie” w laboratorium (po drodze był jeszcze jeden, co się bawił w coś jak wojny rdzeniowe, jeśli mnie pamięć nie myli i to jest coś innego niż poprzednio).

Martin Hanczyc: The line between life and not-life

Tym razem owo „życie” przybiera postać kropli relatywnie prostych związków chemicznych (lub mieszanin), które wpuszczone w środowisko z „jedzeniem” (źródłem energii) „zachowują się” życio-podobnie. Cała reszta wpisu to moje własne rojenia zainspirowane tym, co zobaczyłem w tych kroplach.

Słyszałem kiedyś argument, że życie nie mogło powstać samo z siebie, bo jest zupełnie nieprawdopodobne, żeby „przez przypadek” uformowała się chociażby pojedyncza komórka z jej złożonymi reakcjami chemicznymi, błoną/ścianą komórkową, zdolnością do rozmnażania i (tfu, tfu) ewolucji. Musiała tu być jakaś siła sprawcza, która by wymusiła ten pierwszy krok (bo dalej jest już z górki). Mogło tak być (wszystko mogło być), ale moim skromnym zdaniem przemawia przez taką argumentację mocne ograniczenie wyobraźni. Chociaż wyobrażenie sobie owej siły sprawczej wymaga sporo wyobraźni, jest to pukusiowaty pikuś w porównaniu z miliardem lat i ogromnym oceanem. Potrafisz sobie wyobrazić miliard lat? Nie prawda, nie potrafisz. Bardzo prawdopodobne, że przez ten miliard lat gdzieś, gdziekolwiek, w tym oceanie „pierwotnej zupy” bombardowanej różnymi niezbyt subtelnymi bodźcami powstał jakiś związek chemiczny, który miał zadatki na proto-życie, takie jak te krople wspomniane powyżej; tym bardziej, że, jak się dowiadujemy właściwie mimochodem, są to bardzo proste substancje i wcale nie muszą być „czyste”.

Oczywiście ja również nie potrafię sobie wyobrazić miliarda lat i nie mam zielonego pojęcia jak było naprawdę.