Wszystko co trzeba wiedzieć o „problemie” piractwa zawarte jest w jednym komiksie:
I tried to watch Game of Thrones and this is what happened.
Wielu mądrych ludzi już o tym pisało, ale nie zaszkodzi, jak ktoś tak niemądry jak ja napisze jeszcze raz. A zatem…
Tak, jestem wystarczająco stary, by pamiętać czasy, kiedy piracka kopia była czymś wyraźnie gorszym: taka płyta na przykład – bez wkładki, z niewyraźną kopią okładki zrobioną na marnym papierze, no i z „właściwą” zawartością też nie zawsze dającą pełne zadowolenie; „oryginał” natomiast był tym, co byśmy bardzo chętnie kupili, gdyby dało się go dostać po przyzwoitej cenie. Pamiętam jak w dorocznej ankiecie pewnego pisma muzycznego w kategorii „rozczarowanie” pierwsze miejsce prawie zawsze zajmowały „ceny płyt”, strącane ze swojej wielce zasłużonej pozycji tylko przy okazji śmierci któregoś ze znanych i kochanych muzyków (ostatnio trend ten się zmienił – ale trudno powiedzieć czy to dlatego, że nasze zarobki wreszcie zaczęły doganiać fantazje prezesów firm fonograficznych, czy może po prostu w ostatnich latach wszyscy położyli na nich przysłowiową laskę).
Ale czasy się zmieniają, a z nimi „oryginały” i ich „pirackie” kopie. Dzisiaj nie trzeba nawet piratom płacić, a i tak dostaniesz łatwo dostępny egzemplarz z bardzo szerokiego asortymentu, do ściągnięcia bez problemu tu i teraz. Kiedy natomiast ruszy kogo sumienie i szarpnie się na „oryginał”, to, jeśli uda się temu komuś znaleźć „zatwierdzony” odtwarzacz, który zakupiony produkt łaskawie pozwoli odtworzyć, najpierw zostanie zasypany reklamami, których nie da się pominąć, a potem zostanie przyrównany do morderców i gwałcicieli. Kto to wymyślił, że należy karać ludzi, swoich najlepszych (jedynych? ostatnich?) klientów, za to, że chcieli zrobić coś dobrego? Kto wymyślił, że obrażanie i zastraszanie skłoni kogokolwiek do przepłacania za produkt będący, w dzisiejszych czasach, wyraźnie gorszej jakości niż jego „nielegalna” kopia?
Świat stanął na głowie i nawet nie zauważyliśmy kiedy.
Na koniec zacytuję pewnego mądrego człowieka, który mówił takie rzeczy…
At present the holder of copyright has the public feeling on his side. Those who invade copyright are regarded as knaves who take the bread out of the mouths of deserving men. Everybody is well pleased to see them restrained by the law, and compelled to refund their ill-gotten gains. No tradesmen of good repute will have anything to do with such disgraceful transactions. Pass this law: and that feeling is at an end. Men very different from the present race of piratical booksellers will soon infringe this intolerable monopoly. Great masses of capital will be constantly employed in the violation of the law. Every art will be employed to evade legal pursuit; and the whole nation will be in the plot. On which side indeed should the public sympathy be when the question is whether some book as popular as Robinson Crusoe, or the Pilgrims Progress, shall be in every cottage, or whether it shall be confined to the libraries of the rich, for the advantage of the greatgrandson of a bookseller who, a hundred years before, drove a hard bargain for the copyright with the author when in great distress? Remember too that, when once it ceases to be considered as wrong and discreditable to invade literary property, no person can say where the invasion will stop. The public seldom make nice distinctions. The wholesome copyright which now exists will share in the disgrace and danger of the new copyright which you are about to create. And you will find that, in attempting to impose unreasonable restraints on the reprinting of the words of the dead, you have, to a great extent, annulled those restraints which now prevent men from pillaging and defrauding the living.
…w roku 1841. Och, jak tęsknię za światem, w którym prawo autorskie nie jest postrzegane jako coś, co nas krępuje, tylko jako coś, co nas uwalnia!…
[A „Grę o tron” też ściągnąłem. Bardzo dobre. Polecam!]