Mieć gorzej

Jeśli się komuś zwierzam ze swoich problemów, to jedną z rzeczy, których nie chcę usłyszeć, jest „pocieszające” (w zamierzeniu nieszczęsnej ofiary moich zwierzeń) stwierdzenie, żebym się „nie martwił, bo niektórzy mają gorzej”.

Jasna sprawa, że sam jestem winny tej zbrodni, ale teraz jestem mądry i w ogóle, więc to się nigdy nie powtórzy, prawda?

W każdym razie ktoś bardzo, bardzo stara się mnie pocieszyć, tymczasem ja słyszę tylko, że owa osoba nie rozumie i nigdy nie zrozumie o co mi chodzi. Najprawdopodobniej wynika to z tego, że tego, co ja przedstawiam jako problemy, owa osoba nie uważa za problemy; dla owej osoby jest to coś zupełnie naturalnego i owa osoba zupełnie nie rozumie (i nigdy nie zrozumie) jak ktokolwiek może mieć z tym problem. Może i są inne powody, ale moje problemy prawie zawsze są tej natury. Co więcej, jestem tego w pełni świadom (tj. obecnie jestem w pełni świadom; poprzez analogię, kiedyś myślałem, że jak ręka zaczyna napierdalać po minucie odręcznego pisania, to jest to zupełnie normalne i każdy tak ma), a i tak, pomimo tego, że jestem mizantropem drugiej kategorii (właśnie wymyśliłem to określenie), stuprocentowym introwertykiem i roztaczam wokół siebie aurę muru ze zbrojonego betonu, jednak czasem miewam ludzkie odruchy i mam ochotę się przed kimś zwierzyć. Szukam zrozumienia i dostaję… tym.

To tyle, jeśli chodzi o moją ludzką stronę. Moja nieludzka strona natomiast stwierdza, że to i tak nie ma sensu. Doskonale wiem, że moje problemy są raczej wagi lekkiej i nikt mi nie musi mówić, że niektórzy mają gorzej. Ale zawsze może być gorzej, prawda? No, prawie zawsze. Gdzieś jednak ten limit musi być. Ale niektórzy z tych, którzy mają gorzej, też nie mają aż tak źle w porównaniu z niektórymi innymi. Niech więc się cieszą, bo inni mają jeszcze gorzej. Możemy ich zatem wykluczyć z rozważań, ponieważ wcale nie mają problemów i nie mogą mieć gorzej niż ja. Idąc dalej tym tropem dochodzimy do tej jednej nieszczęsnej osoby (albo wąskiej grupy elementów minimalnych, zależnie od tego jak się skonstruuje relację „mieć gorzej”) od której już nikt inny nie ma gorzej. Ta jedna osoba ma problemy, zaś cała reszta ludzkości pławi się w szczęściu wynikającym z tego, że nie jest tą osobą.

Ergo: wszyscy jesteśmy szczęśliwi i nikt nie ma problemów. Poza tą jedną osobą, która ma totalnie przerąbane.

20 uwag do wpisu “Mieć gorzej

  1. > kiedyś myślałem, że jak ręka zaczyna napierdalać po minucie odręcznego pisania, to jest to zupełnie normalne i każdy tak ma

    Nie każdy, ale i ja to znam. Fachowo to się dysgrafia chyba nazywa, ale nikt mnie fachowo nie diagnozował, więc nie ważne ;)

    Polubienie

  2. Człowiek z samej swej natury jest wiecznie nieusatysfakcjonowany, tzn. w momencie w którym osiągnie zamierzony sobie poprzednio cel, praktycznie z automatu przestaje on być fajny i odczuwa się chęć szukania następnego. Z czego wynika, że i ty i Bill Gates macie problemy i dla każdego z was jego problem jest najbardziej jego, nawet jeśli twoim celem jest to, co Bill już od dawna ma.

    Polubienie

  3. Rozwiązanie problemu rozpoznaje się po jego zniknięciu, tzn. poprzez ujęcie świata i zdarzeń w nim zachodzących w taki sposób, że problem nie pojawia się. Nie da się nagiąć świata do własnej woli, ale można się z wolą świata pogodzić jednocząc ją z własną. Jeśli życie zamiast jawić się tajemnicą, jest postrzegane jako problem, to wynika to z niewłaściwego sposobu życia (którego nie można opisać w sposób ogólny – rozpoznaje się go w czysto subiektywnym odczuciu). Było by raczej nieporozumieniem twierdzić, że życie może być zupełnie pozbawione problemów i bólu, ale cierpienie z ich powodu jest już wolontariackie. Dziwnym wydaje mi się także potrzeba bycia rozumianym w innym sensie niż jeśli chodzi o zwykłą empatię. Wszelkie niezadowolenie z życia nie jest raczej wynikiem rozumienia samego siebie – dlaczego więc żywić wobec innych oczekiwania w tej kwestii?

    Polubienie

  4. @dunder:
    > Było by raczej nieporozumieniem twierdzić, że życie może być zupełnie pozbawione problemów i bólu, ale cierpienie z ich powodu jest już wolontariackie.

    Czyli jeśli, przyjmiemy, że moim problemem jest fizyczny ból, to cierpienie z tego powodu jest czysto wolontariackie? Wystarczy zdecydować się nie cierpieć? Wszelkie zdobycze medycyny pomagające uśmierzyć ból są zupełnie zbędne? Ciekawa filozofia, ale chyba trochę oderwana od rzeczywistości ;)

    Polubienie

  5. "Rozsądny człowiek stara się dostosować do świata. Nierozsądny człowiek stara się dostosować świat do siebie. Zatem cały postęp zależy od nierozsądnych ludzi." –George Bernard Shaw.

    Polubienie

  6. Jeśli cierpię z powodu niekompatybilności siebie z otoczeniem, to dlaczego domyślnym założeniem jest, że to ze mną jest coś nie tak? Gdybym był gejem w homofobicznym środowisku to wystarczyłoby po prostu przestać być gejem? Czy rozwiązaniem wszystkich problemów Skłodowskiej powinna być zmiana płci? Jeśli jestem nieśmiałym introwertykiem w świecie zbudowanym przez ekstrawertyków dla ekstrawertyków to znaczy, że jedyną szansą na jakikolwiek komfort w życiu jest dla mnie nauczyć się [udawać] pewność siebie, nawet jeśli jest to dla mnie nieustanna tortura, i zacząć rozbijać się po imprezach, chociaż wolałbym dać się przejechać przez czołg?

    Jednym słowem: nie.

    Polubienie

  7. Ból to ból – odczucie, którego doświadczam w danej chwili, podobnie jak doświadczam powiewu wiatru czy ciepła słonecznych promieni. Cierpienie pojawia się wtedy, gdy staram się to odczucie zanegować – gdy się przeciwko niemu bezsilnie buntuję. Innym doświadczeniem jest np. przejść chorobę zachowując pogodę ducha i pokorę wobec losu, a innym pogrążać się w rozpaczy i nienawiści do świata. Za Huxleyem: "Doświadczenie nie jest skutkiem tego, co dzieje się z człowiekiem; jest natomiast skutkiem reakcji człowieka na to, co się z nim dzieje."

    Medycyna medycyną, ale nie na każdy ból istnieje lekarstwo, dlatego pożyteczna jest umiejętność radzenia sobie z nim. Wtedy życie nie jawi się jako cierpienie, problemem czy kara, ale jako wędrówka – sprawdzian samego siebie. I nie jest to filozofia oderwana od rzeczywistości – wręcz przeciwnie. To filozofia życia w harmonii z rzeczywistością, oparta na akceptacji tego co się dzieje, a nie na próbach walki ze światem.

    Polubienie

  8. Nie ma tu nic głębokiego. Wszystko zawiera się z słowach Marka Aureliusza: "Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego". Co do cytatu z Shawa, to "postęp" rozumie się wciąż w kategoriach udoskonalania narzędzi i zwiększania ich siły rażenia – wciąż trafiają one jednak w ręce głupców wykorzystujących je w niewłaściwych celach, szkodząc przy tym samym sobie i innym przy okazji (obecnie na skalę globalną). W kwestii rozwoju osobowości, jako społeczeństwo wraz z tym "postępem" cały czas się uwsteczniamy.

    Polubienie

  9. Ech, ja "postęp" rozumiem jako "sprawianie by ludziom żyło się lepiej". Wszystkim ludziom. Postęp technologiczny to tylko część. Ale to kwestia terminologii… Ja tylko życzę sobie postępu w sprawie dyskryminacji nieśmiałości ;)

    Polubienie

  10. Gdy słyszę "Inni mają gorzej", to odpowiedzią jest riposta kolegi, z którymś kiedyś pracowałem w jednej firmie: "Wiesz, być może sytuacja kobiet w Afganistanie podczas rządów talibów była nie do pozazdroszczenia, ale ja nie jestem afgańską kobietą".
    :D

    Polubienie

  11. @Jezuch: Lepsze jest wrogiem dobrego, jak to mówią. Jedni mają więcej niż potrzebują, a inni odczuwają niedostatek. Być może założeniem tego całego "postępu" jest to, by żyło się wszystkim lepiej, ale gołym okiem widać, że nie jest to jego konsekwencją. Jak już wspomniałem na początku – zadowolenie można uzyskać jedynie odnajdując właściwy sposób życia dla siebie, a do tego potrzeba stać się dzikim, stwarzając swój świat zupełnie od podstaw. Jak mogę sprawić by inni ludzie byli zadowoleni z życia jeśli sam takiego zadowolenia nie odczuwam i wciąż za czymś gonię, coś rozwijam i odczuwam niedosyt? Kiedy człowiek jest pogodzony ze światem, bez względu na to co robi, przyczyniać się będzie spontanicznie do tego, by i innym żyło się lepiej. Kiedy z nim walczy – sieje chaos i zniszczenie, często w wyrafinowanej, metodycznej formie.

    Polubienie

  12. > Być może założeniem tego całego "postępu" jest to, by żyło się wszystkim lepiej, ale gołym okiem widać, że nie jest to jego konsekwencją.

    Sądzisz, że teraz ludziom nie jest lepiej?

    Taaa? Bo lepiej było ludziom, gdy większość dzieci umierało niedługo po urodzeniu, a większość kobiet przy porodzie? Gdy życie przeciętnego człowieka polegało głównie na pracy i przetrwaniu?

    Ja mam wrażenie, że najwięcej problemów to stwarzają sobie ludzie z filozofią „kiedyś było lepiej” – wyszukujący problemy „stworzone przez postęp” i ignorujący wszystko co dobre, co nam ten postęp przyniósł. Potem rodzą się kwiatki typu „kiedyś medycyna była bezsilna, ale ludzie nie cierpieli, bo godzili się z bólem, a teraz im się w głowach poprzewracało i ten cały ‚postęp’ im kolejne problemy przyniósł”. Najlepiej usiąść pod drzewem, przestać przyjmować pokarmy i medytować aż się umrze pogodzonym z naturą… ;)

    Polubienie

  13. Lepiej może być zawsze w porównaniu do czegoś, ale jako że nie można porównywać wszystkiego na raz, to do czego się odniesiesz będzie czysto arbitralnym wyborem i uzasadniać może w podobny sposób nawet bardzo skrajnie rozbieżne stanowiska np. że dzięki postępowi jest lepiej, albo że jest przez niego gorzej.

    Mnie nie zależy na tego typu ustaleniach – chcę wskazać na możliwość wyjścia poza nie, poprzez odwołanie się do czysto indywidualnej praktyki życia, która nie musi być osadzona na tym, co było przedtem, tzn. która nie jest kontynuacją jakiejś tradycji czy trendu.

    Jeśli nie odczuwasz zadowolenia ze swojego życia, to argumenty jakie podajesz za sposobem postępowania w jaki jesteś uwikłany są bezwartościowe. Jeśli natomiast czujesz się zadowolony, to nie są one konieczne. "Postęp" o jakim tu mowa posiada pewne cele, które uznaje się za cele wspólne wszystkim ludziom. Ja twierdzę, że takie cele to złudzenie, tzn. że sens życia każdy człowiek musi odnaleźć sam i dlatego nie mogę zalecać nikomu konkretnych rozwiązań jak np. siedzenie pod drzewem o którym wspomniałeś, bo co dla jednych lekarstwem, to dla innych trucizną. Nie wiem ogólnie skąd te nawiązania do bezczynności, skoro nie wynika ona w żaden sposób z akceptacji rzeczywistości. W świecie jest miejsce na pozytywne działania.

    Polubienie

  14. No dobrze, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale tak samo jak zawsze może być gorzej, zawsze może być lepiej. A potem jeszcze lepiej. I jeszcze lepiej. A potem jest nirwana ;) Każdy musi sam znaleźć swoją drogę powiadasz. Powiedzmy zatem, że "postęp" to zwiększanie możliwości wyboru większej ilości dróg do odnalezienia.

    Polubienie

  15. > "Postęp" o jakim tu mowa posiada pewne cele, które uznaje się za cele wspólne wszystkim ludziom.

    Jakkolwiek nie do końca interesują mnie „wszyscy ludzie”, to już bardzo mnie interesuje ja sam i ludzie tacy jak ja. A ludzie tacy jak ja mieli jednak nieporównywalnie gorszą jakość życia (fizycznie i intelektualnie) we wszystkich poprzednich momentach historii (choćby względnie niedawno, za PRL-u). Obecny model zachodniego rozwoju społeczeństw (liberalizm w kwestiach kulturowych i gospodarka oparta o wiedzę) jest mi w ogólnych ramach na rękę, bo w takim systemie będzie mi się (jak dotąd) najprzyjemniej żyło.

    Więc o ile zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że nie wszystko do tej pory można zakwalifikować jako postęp, to mój standard życia nie mogę nie nazwać postępem w stosunku do wieków poprzednich.

    Polubienie

  16. @Jezuch: Wyznaczanie jakiegokolwiek systematycznego kierunku dla ogółu zawsze ogranicza i skazuje na banicję tych, którzy mu się nie podporządkowują. Ilości możliwych dróg nie da się "zwiększać", bo jest ich dokładnie tyle ile pomieści ludzka wyobraźnia, czyli nieskończoność. Zadowolenie jest zaś równoznaczne temu, że nie chce się więcej ponad to, co się ma. Aby je uzyskać potrzeba jednak zmysłu samokontroli, który cechuje się tym, że człowiek w każdej chwili można powiedzieć sobie "już wystarczy". To właśnie to odróżnia ludzi od komputerów, które są obarczone problemem stopu. I tak na marginesie – nirwana w filozofiach, które używają tego pojęcia, oznacza powrót do stanu sprzed narodzin, kiedy świat nie został jeszcze stworzony, a nie jakiś cel w przyszłości który można osiągnąć dzięki ludzkim wysiłkom i codziennemu postępowi ;)

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s