Był taki czas, kiedy pukałem się w czoło i dziwnie patrzyłem na ludzi, którzy mi mówili, że nie lubią szpinaku. Było tak do czasu, kiedy po raz pierwszy skosztowałem szpinaku u kogoś w gościnie. Wtedy zrozumiałem.
Był taki czas, kiedy dziwiłem się pogłoskom, że wedle wszelkich doniesień dzieci nie cierpią marchewki. Było tak do dzisiaj. Dzisiaj w pewnej restauracji w pewnej bardzo znanej miejscowości turystycznej pod murami bardzo znanego obiektu znajdującego się w tejże bardzo znanej miejscowości otrzymałem, na zasadzie diety zrównoważonej, kilka kalafiorków, brokuła i trochę pokrojonej marchwi. I wtedy zrozumiałem dlaczego się mówi, że „zielsko” jest paskudne. I ucieszyłem się, że pod wpływem silnego impulsu intuicji nie zamówiłem dania pt. „bukiet jarzyn”, którego głównym składnikiem były „warzywa z wody”.
Jeśli gdzieś zobaczycie „warzywa z wody”, co sił w nogach uciekajcie do lepszego lokalu. Gdzieś, gdzie nie wygotowuje się całej treści z warzyw by wylać ją razem z wodą. A najlepiej gdzieś, gdzie czasami się używa soli.