„Gra o tron”: wnioski (dwa sezony)

W maksymalnym uproszczeniu:

  • Sezon 1.: Każda rodzina jest popierdolona, każda na swój własny, unikalny sposób (poza Starkami; rodzina Starków jest krystalicznie czysta).

  • Sezon 2.: Za każdym mężczyzną u władzy stoi kobieta (tak, poza Starkami – do pewnego stopnia).

Ciekawe też, czy w kolejnych sezonach też będzie tak, że w przedostatnim odcinku jest eliminowany jeden z kluczowych bohaterów?

[W następnym odcinku: „Star Trek” (oryginalne sezony): wnioski. Mam nadzieję.]

Kulinarne podróże Jezucha: królestwo za solniczkę (z solą)!

Był taki czas, kiedy pukałem się w czoło i dziwnie patrzyłem na ludzi, którzy mi mówili, że nie lubią szpinaku. Było tak do czasu, kiedy po raz pierwszy skosztowałem szpinaku u kogoś w gościnie. Wtedy zrozumiałem.

Był taki czas, kiedy dziwiłem się pogłoskom, że wedle wszelkich doniesień dzieci nie cierpią marchewki. Było tak do dzisiaj. Dzisiaj w pewnej restauracji w pewnej bardzo znanej miejscowości turystycznej pod murami bardzo znanego obiektu znajdującego się w tejże bardzo znanej miejscowości otrzymałem, na zasadzie diety zrównoważonej, kilka kalafiorków, brokuła i trochę pokrojonej marchwi. I wtedy zrozumiałem dlaczego się mówi, że „zielsko” jest paskudne. I ucieszyłem się, że pod wpływem silnego impulsu intuicji nie zamówiłem dania pt. „bukiet jarzyn”, którego głównym składnikiem były „warzywa z wody”.

Jeśli gdzieś zobaczycie „warzywa z wody”, co sił w nogach uciekajcie do lepszego lokalu. Gdzieś, gdzie nie wygotowuje się całej treści z warzyw by wylać ją razem z wodą. A najlepiej gdzieś, gdzie czasami się używa soli.

Jaka ta dzieciarnia paskudnie dobrze wychowana

Osiedle ma jakieś dziesięć lat, to i zdążyło się nagromadzić (i nawet wyrosnąć) trochę dzieciarni w tutejszych mieszkaniach. W moim bloku naturalnie też. Na mojej klatce naturalnie też. I jak czasem któreś z nich mnie mija na schodach, zawsze – zawsze – musi powiedzieć „dzień dobry!”.

Zawsze!

Kto je nauczył tak znęcać się nad introwertykami nieprzywykłymi do spontanicznych interakcji społecznych??

[Dopisane: Czy powinienem przed takimi wpisami umieszczać ostrzeżenie przed moim osobliwym poczuciem humoru?]

Kilka spostrzeżeń muzycznych na środek września

Niezbadane są wyroki skojarzeń: czy ktoś potrafi mi wyjaśnić dlaczego myślałem, że High On Fire to jeden z tych zespołów tzw. „alternatywnych”? (Chciałem napisać „gównianych”, ale w końcu de gustibus i tak dalej.) Ale coś mnie podkusiło, żeby przeczytać recenzję najnowszej płyty, w wyniku czego doznałem krótkiego dysonansu poznawczego, w wyniku czego ją przesłuchałem, w wyniku czego przesłuchałem też całą resztę. Jezuch approves.

Do trzynastu razy sztuka?: trochę czasu zajęło Paradise Lost odzyskiwanie formy, ale w końcu się udało – zaledwie trzynaście lat po „Host”. Tragic Idol jest palce lizać.

A skoro już mowa o udanych płytach panów w średnim wieku: najnowsza płyta Foo Fighters też jest pierwszą od wielu lat, która naprawdę mnie zainteresowała. Czyżby jakiś renesans starej gwardii?

Tymczasem na naszym podwórku: na drugiej płycie Ketha jeszcze bardziej zbliża się do Kobonga. Być może trochę za bardzo… Jest wolniej i ciężej i mroczniej niż na pierwszej i jeszcze nie do końca to przetrawiłem, ale dobrze jest.

Stary dobry Corrosion of Conformity: w tym przypadku jednak „stary dobry” ma znaczenie wyłącznie sentymentalne, bo mi osobiście to najwcześniejsze ich wydanie zupełnie się nie podoba. „Deliverance”, to jest to! No niestety, żaden ze mnie hardkorowiec.

Ogłoszenia dwa

Wyszedłem rano kupić bułki i wracając zobaczyłem przy furtce do osiedla ogłoszenie o treści: „mała czarna kotka znaleziona na osiedlu szuka domu!”. Od razu cieplej się robi na sercu wiedząc, że są na świecie przyjaciele zwierząt. Jest jednak niezamierzony akcent humorystyczny w całej tej sytuacji, ponieważ wczoraj, wychodząc do pracy, przy furtce na przeciwległym końcu osiedla widziałem ogłoszenie, że ktoś szuka zagubionej małej, czarnej kotki.

Morał? Opłaca się czasem przejść inną furtką niż zwykle.