Głupie pytania, część 118.

Jak się śpiewa w języku tonalnym, w którym wysokość dźwięku ma znaczenie i zapewne kłóci się z tonami melodii?

[Tak, ten wpis został zainspirowany pewnym popularnym filmikiem muzycznym z Korei, do czego autor wstydzi się przyznać. A tak poza tym domyślam się, że tacy np. Chińczycy mają zupełnie inną tradycję śpiewu niż my, europejscy barbarzyńcy.]

Zapach

Węch to najbardziej pierwotny z naszych zmysłów – sięga rodowodem do najpierwszych receptorów chemicznych u ameb czy innych pierwotniaków taplających się w niezupełnie-już-dziewiczym oceanie młodej Ziemi. Jest zaryty w najgłębszych warstwach naszych mózgów i jego interakcje z pamięcią są wyjątkowo silne.

Jest marka perfum, które na zawsze już będą mi się kojarzyły z nauczycielką rosyjskiego w liceum (czyli wstrętnie).

Jest marka perfum, które na zawsze już będą mi się kojarzyły z moją pierwszą porażką zawodową, w pierwszej pracy, kiedy to pracowałem na urządzeniu przenośnym (przodku współczesnych smartfonów), pożyczonym od przedstawicielki klienta i obficie unurzanym w jej zapachu.

Skojarzyło mi się to wszystko kiedy dzisiaj wieczorem wracałem z pracy i szedłem w cieniu aerodynamicznym pewnej młodej dziewczyny. Dziewczyna szła w towarzystwie pewnego młodzieńca i zostawiała za sobą ogon silnego zapachu, który skądś chyba znam i który z czymś mi się chyba kojarzy… Jadalnia w jakimś domu gdzieś hen, hen w zamierzchłej przeszłości… Stół zastawiony do obiadu, zupa rozlewana z dużej, porcelanowej wazy… Chyba.

Może od dzisiaj zapach ten będzie mi się kojarzyć z tym chłodnym i wilgotnym wieczorem, kiedy to księżyc wyglądał spoza chmur otoczony lisią czapą.

Głos pośród narzekań

Śnieg spadł, może trochę wcześniej niż zwykle (mój starszy brat by mógł wyliczyć, może nawet z pamięci, w których latach spadł jeszcze wcześniej), i się zaczęło: lament, płacz, złorzeczenie. Jakby w Polsce nigdy śnieg nie padał. Zatem, dla przeciwwagi, czuję się zobowiązany rzec:

JEST PIĘKNIE!!

[Urodzony zimą – kocha zimę jak matkę! ;)]

Disco, teoria sygnałów i lingwistyka

Kolega w pracy opowiedział kiedyś taką anegdotkę o swoim kumplu:

Kumpel poszedł do dyskoteki. Podryguje sobie i wkrótce podrygiwał już z jakąś dziewczyną. Wtem dziewczyna pyta:

– Jak się bawisz?

Kumpel zaś usłyszał:

– Jak się wabisz?

Cóż, mnie by to ubawiło do łez, kumpel kolegi jednak śmiertelnie się obraził za odzywanie się do niego jak do psa, poczerwieniał na twarzy i wypadł jak bomba z dyskoteki.

Są w tej historii aż trzy rzeczy, które mi się podobają. Po pierwsze: zwyczajna, ludzka komedia pomyłek. Po drugie: teoriosygnałowa demonstracja przekłamania w kanale komunikacyjnym z raczej niskim współczynnikiem sygnału do szumu, a także katastrofalnych skutków takiego przekłamania. Po trzecie: demonstracja, że język powinien mieć odpowiedni poziom redundancji. Jeśli się policzy ile tak naprawdę informacji niesie każde pojedyncze słowo, wychodzi zaskakująco mało. Moglibyśmy mówić szybciej, krócej i (z teoretycznego punktu widzenia) skuteczniej, ale widocznie ludzie od zarania dziejów chodzili do dyskoteki i dlatego tak nie mówimy…

Nerd śni

Przyśniło mi się, że dysponowałem taktyczną bronią jądrową1, której miałem użyć, wedle sposobności, przeciwko wrogowi, najwyraźniej jakiemuś najeźdźcy. Pociski były rozlokowane w różnych miejscach w terenie, zakamuflowane na zasadzie „na pełnym widoku” – owinięte w state puszki i inne śmiecie i umiejscowione najlepiej w miejscu pełnym ludzi. Pewnego razu, w wyniku zaistniałej potrzeby, pobiegłem na miejsce schowania jednego z nich; kiedy go dźwigałem, nadal w jego kamuflażu, wspinając się po schodach w górę skarpy (nie tej warszawskiej), jeden z obywateli przyczepił się do mnie wmawiając mi, że jestem bohaterem, czego ja się stanowczo wypierałem, twierdząc, że nic o niczym nie wiem (konspiracja, panie!). Niestety, zanim pocisk został odpalony, z czym się ociągałem nie wiem już czy ze względu na brak czystej linii strzału, czy też na ryzyko porażenia także niewinnych cywili, zostaliśmy, ja i mój oddział, schwytani przez wroga. Zostaliśmy zatem wtrąceni do lochu – głębokiego, ziemnego, głuchego, opuszczonego i… otwartego na oścież. Z niedowierzaniem, i podejrzewając jakiś podstęp, zaczęliśmy zatem uciekać; biegliśmy po schodach między ścianami z piaskowca w poszukiwaniu wyjścia, kiedy się obudziłem………


1 Spodziewam się, drogi czytelniku, że umiesz odróżnić broń taktyczną od broni strategicznej.