Niezbyt rezolutnie o Lamb of God: Lamb of God na tej płycie stał się jednym z tych zespołów, które przerosły swojego wokalistę. Normalnie konwencją nie nadąża. Póki co jeszcze jakoś trzyma się to kupy, ale obawiam się, żeby nie został ich kulą u nogi…
Katatonicy w zaułku: Płyta nie jest zła, ale jakoś nie ma czego się uchwycić i większość wylatuje drugim uchem. Chociaż może to i lepiej?… Mam bardzo dobrą pamięć muzyczną i zazwyczaj mogę się obejść bez odtwarzacza, jeśli coś już znam. Okrada mnie to jednak z tej radości poznawania muzyki wiecznie na nowo… Może takie płyty jak ta są rozwiązaniem? ;) Tak czy siak, poprzednia Katatonia nadal rządzi i dominuje.
Sounds of the Sounds of the Universe: Jeszcze tego brakowało, żebym zaczął recenzować Depeche Mode ;) Trochę suchar, ale z każdym przesłuchaniem bardziej mi się podoba. Tak to już jest – ludzie mnie namawiają, żebym zainteresował się jazzem, a ja skręcam w stronę elektroniki ;)
Jedna uwaga do wpisu “Kilka spostrzeżeń muzycznych na połowę listopada”