Proszę państwa, oto Chuj

Ten chyba przebija nawet tego, który ostentacyjnie chlapnął mi wodą z kałuży prosto po oczach.

  1. Trzeba było go wypatrywać pod nisko stojące słońce

  2. Jechał ze zgaszonymi światłami

  3. Nie raczył nawet zwolnić przed zebrą

  4. Nie raczył nawet zwolnić przed zebrą, po której szły dwie osoby

Zatrzymałem się właściwie tylko dlatego, że zauważyłem zawahanie się kolesia idącego obok mnie (też na początku nic nie zauważył). Zresztą sam sobie jestem winien, że rozluźniłem w ten piątkowy, międzyświąteczny poranek kardynalną zasadę: „NIGDY, PRZENIGDY, POD ŻADNYM, ALE TO ŻADNYM POZOREM NIE UFAJ KIEROWCOM”1.


1 Mogę ewentualnie liczyć na to, że żaden z nich nie chce się narażać na traumę po przejechaniu kogoś i to powstrzymuje trochę ich zbrodnicze zapędy. Ale poza tym zrobią wszystko, żeby podpompować sobie swoje ego kosztem tych prymitywistów, którzy nadal używają nóg do tego, do czego zostały one stworzone.

Operacja „Rozczarowanie”

Widziałem ten film już prawie dwa tygodnie temu, ale widocznie tyle czasu mi potrzeba, żeby podświadomie przetrawić wrażenia i dojść dlaczego tak naprawdę mi się nie podobał.

Operacja „Argo”, z tego co czytałem, zbiera generalnie pozytywne opinie pośród krytyków i widzów, o czym też świadczy ocena na Filmwebie. Rzeczywiście, film jest zrobiony bardzo porządnie, wedle wszystkich reguł sztuki i w ogóle. Solidna robota. Ale ostatecznie wychodzi mi na to, że właśnie dokładnie to samo sprawia, że nie mógł mi się spodobać tak, jak powinien. Rzeczone „wszelkie reguły sztuki” sprawiają, że film jest strasznie schematyczny i przewidywalny. Ponieważ są tam opisane wydarzenia historyczne, od razu wiadomo (przynajmniej tym, którzy trochę zwracają uwagę na naukę historii – z dokładnością do pewnych drobnych przekłamań dokonanych na ołtarzu dobrej sztuki) jak wszystko się skończy (czyli dobrze). To jeszcze nie byłoby takie złe gdyby droga między początkiem a końcem była w jakiś sposób zaskakująca. Ale w (prawie) każdym momencie akcji wiadomo co będzie za chwilę: na początku nie będzie żadnej nadziei, potem ktoś wpadnie na błyskotliwy pomysł, który nie ma szans powodzenia (ale i tak się powiedzie), potem na każdym etapie realizacji będzie jakaś przeszkoda, z którą sobie (oczywiście) poradzą, a potem, im bliżej końca tym bardziej, wszystko będzie się udawało dosłownie w ostatniej chwili. Podczas ostatniej sceny na lotnisku byłem już dość poważnie zniesmaczony.

No i ten główny bohater, uch. (Wchodzi. Milczy. Mówi jedno słowo. Objawienie!)

Mam nadzieję, że nie wyszedłem na jakiegoś nadąsanego snoba-malkontenta ;) Ale takie są moje przetrawione wrażenia.

„Atlas Chmur”

„Atlas Chmur” to bardzo odważny film. Gdybym był bardziej ambitny, pewnie bym napisał, że to jest też bardzo ambitny film. To dość długi film, który się wcale nie dłuży. To film, o którym będziesz rozmyślać jeszcze długo po jego obejrzeniu. To film, który zapewne będziesz chcieć obejrzeć po raz kolejny, i wcale nie po to, żeby po raz kolejny spróbować zrozumieć powiązania pomiędzy poszczególnymi wątkami. To odważny film, w którego przypadku twórcom udało się nie spieprzyć celując w ambitny cel.

…Chyba że jesteś jedną z tych osób, które nazwą go „monumentalną porażką”. Jeśli tak, to zupełnie cię nie rozumiem.