Decay redux: kilka miesięcy temu chwaliłem, ale ostatecznie jednak… nie wciąga. Cóż, słabe momenty zdarzają się nawet najlepszym (vide ostatnia (nie najnowsza – ostatnia) płyta Isis; za okładkę bym się dał posiekać, ale muzycznie jakby trochę bez jaja).
Stawia do pionu: co wciąga, natomiast, to najnowsza płyta Cult of Luna. Trzy pierwsze płyty są palce lizać, ale dwie następne wspominam jako… rozlazłe. Tym razem się postarali i wcale nie widać, żeby było jak w tym przysłowiu, że gdzie kucharzy siedem tam… jeść nie bedem? ;) Jak dla mnie kandydat do płyty roku.
Nieskończona ilość chwytliwych refrenów: pozostając w Szwecji, choć trochę bardziej na południe, gdzie klimat cieplejszy i nastroje weselsze, odwiedzamy Göteborg i najnowszą płytę autochtonów z Soilwork. Płyta jest podwójna i jeszcze nie do końca ogarniam, ale mogę powiedzieć jedno: jeszcze nigdy nie było u nich tylu świetnych refrenów ;)
2 uwagi do wpisu “Kilka spostrzeżeń muzycznych na koniec maja”