Irytują mnie ludzie, którzy nazywają wszystko co im się podoba „genialnym”. „Ten zabawny filmik z kotem jest GENIALNY!!”. „Ten rysownik robiący prostackie karykatury polityków, których nie lubię, ale które niewiele się różnią od ‚on jest gópi i ma wszy’, jest GENIALNY! (bo nie lubię tych polityków, rozumisz)”. Ugh.
Coś jak „nie wzywaj imienia geniusza nadaremno”.
Co i tak wszyscy robimy i mój gópi blog (który ma wszy) nic tu nie zmieni. A przecież ma to sens, pewien. W czasach szkolnych uchodziłem za grzecznego chłopca, który nigdy nie przeklina. Koledzy nie krępowali się „kurwać” i „chujać” i tak dalej, ale nie ja. Bo ja wiedziałem, że w tym szaleństwie jest metoda. Kiedy koledzy „kurwili” i „chujali”, było to po prostu to, co oni robią. Ale kiedy ja powiedziałem „KURRRRRRRRWAAAA!” to wszystkim kapcie spadały. Bo miało to ZNACZENIE. (Kolega Claude Shannon nawet wyraził to eleganckim wzorem matematycznym. Kto studiował informatykę ten wie. Ale pewnie i tak nie przyszło mu do głowy, że ma to bardzo praktyczne zastosowanie w teorii bluzgów.)
Jest jeszcze jedno zjawisko, które się tyczy konkretnie mojego własnego mózgu, nie wiem jak u innych: kiedy przeczytam coś, obejrzę coś albo wchłonę jakieś inne dzieło kultury, jestem przez jakiś czas pod jego wpływem. Niby normalne, ale u mnie normalnie, zupełnie dosłownie zmieniają się wzorce myślenia. W chwili obecnej jestem pod wpływem tego filmiku (wybaczcie, nie bawię się w bajeranckie zagnieżdżanie jutuba, jestem wyznawcą prostych linków (a tak naprawdę to nie umiem)):
Cała ta tyrada na początku miała was, drodzy czytelnicy (albo po prostu bezosobową pustkę kosmosu słuchającą moich wynurzeń, bo żadne osobowe pustki i tak nie czytają niniejszego blogaska, a pustka kosmosu nie może słuchać bo jest bezosobowa, więc plotę głupoty, co zresztą będzie bardziej zrozumiałe pój godziny od teraz, kiedy w końcu obejrzycie podlinkowany filmik, o ile rzecz jasna ktoś to w ogóle czyta) przygotować na to, co powiem teraz:
To jest genialne.
Kiedy zabierałem się do pisania, miałem zamiar powynurzać się za pomocą różnych banałów i frazesów na temat natury geniuszu. Że geniusz to jest coś, czego nie da się wyobrazić, ale co od razu można rozpoznać. Bełkot tego rodzaju. No ale wyszło jak wyszło. A teraz oglądać filmik i nie marudzić.