OFE płacze mi rękaw

Znalazłem w skrzynce kopertę z OFE i kiedy zobaczyłem wielkimi literami napisane „WAŻNE W SPRAWIE ZMIAN W EMERYTURACH”, wiedziałem już co będzie w środku: błagalny list mówiący, zasadniczo, „nie zabierajcie nam pieniędzy!!!”. Oczywiście będzie to napisane w bardzo formalnym tonie, ale do tego będzie się sprowadzać.

I rzeczywiście było.

[Czy OFE czy ZUS, dla mnie to są stracone pieniądze tak czy siak. Może jakieś grosze nawet mi dadzą, ale wolę sam o to zadbać. Można też się pisać na tradycyjną metodę – mieć dzieci, które się zaopiekują kiedy skleroza zaatakuje ;)]

„Zwycięstwo”

„PO wygrała!”

„PiS wygrało!”

Gówno prawda. Jeśli żadna z partii nie ma ponad 50%, jeśli przewaga nie jest bardzo wyraźna – to jak można mówić o jakimkolwiek „zwycięstwie”?

A poza tym: znów przedstawiamy wybory w kategoriach walki. Szkodliwa dziecinada. Duzi chłopcy bawiący się w wojnę…

A poza tym: ten Parlament Europejski to ma jakieś znaczenie inne niż stwarzanie pozorów demokracji?

Drogi Internecie: inwazja kalibratorów z kosmosu

Mój obecny komputer „służbowy” to laptop Alienware…. Tak jest, szpanerski model dla graczy. Mniejsza o to jak się dostał w moje ręce (wcześniej służył dyrektorowi, który odszedł z Firmy, a potem nikt go nie chciał, bo jest zbyt ciężki, żeby go taszczyć do klientów); zainstalowałem na nim Debiana i wszystko śmiga, ale mam z nim taki jeden problem: po każdym wybudzeniu z uśpienia wpada w coś, co wygląda na tryb kalibracji monitora i nie mam zielonego pojęcia jak się tego pozbyć.

Pomocy?…

Najbardziej szokująca rzecz, jaką obejrzałem w tym roku

Przepraszam za hiperbolę, ale to ważne.

William Black: How to rob a bank (from the inside, that is)

Każdy, kto się choć odrobinę interesuje wydarzeniami na świecie wie już, że kryzys roku 2008 (i następnych) był spowodowany przez karykaturę kapitalizmu, w której ludzie „odpowiedzialni” za czuwanie nad sprawnym działaniem rynku finansowego nie mają tak naprawdę żadnej osobistej odpowiedzialności za swoje czyny, co jest jawnym zaproszeniem do rozboju w biały dzień na 11 bilionów dolarów. To nie jest nic nowego. Co było dla mnie nowością w tej prezentacji, to że przepis na ten rozbój był znany co najmniej od roku 1984, kiedy niemal identyczna epidemia oszustw została powstrzymana i skutecznie zwalczona. Było wiadomo jak rozpoznać pierwsze objawy jednoznacznie wskazujące na rozwój nowej epidemii, i było wiadomo jak to powstrzymać. Odpowiednie agencje zostały odpowiednio wcześnie ostrzeżone i były dobrze poinformowane. A jednak doszło do załamania, nikt nie został ukarany, a jeszcze do tego sprawcy zostali „nagrodzeni” gigantycznym pakietem ratunkowym.

Tak, myślę, że to podpada pod „szokujące”…

Słowacja: wrażenia

Granice to zabawna rzecz. Granica państwa to taka niewidoczna linia, po przekroczeniu której wszystko się zmienia. Po jednej stronie ulubionym przysmakiem są pierogi, a po drugiej – zupa czosnkowa. Po jednej stronie znaki ostrzegawcze są żółte, a po drugiej – białe. Po jednej stronie „szukać” znaczy „chcieć odnaleźć”, a po drugiej jest to słowo obsceniczne. Inny język, inne obyczaje, inne prawo, a nawet inne paragony w Tesco. Kiedyś tak nie było – granice między „państwami” (co w tamtych czasach raczej oznaczało po prostu strefę wpływów którejś z rodzin „królewskich”) były znacznie bardziej płynne. Kiedy wynaleziono kontrole graniczne i bariery celne, narody zaczęły się zachowywać jak płyny w sztywnym zbiorniku….

Najpierwsze wrażenie ze Słowacji było takie, że o ile Polska postawiła sobie za punkt honoru pobudować drogi, o tyle u naszych południowo-wschodnich sąsiadów najwyraźniej nie był to priorytet (w drodze powrotnej to wrażenie uległo pewnej korekcie, ponieważ była inną trasą, gdzie po polskiej stronie droga wcale nie była lepiej zadbana). Niestety pozostałe wrażenia mam równie powierzchowne, bo przez cały czas wycieczka obracała się wyłącznie w swoim towarzystwie i nie bratała się z tubylcami, nie licząc sporadycznych interakcji z właścicielem pensjonatu i jednego incydentu ze słowacką drogówką, która (swoją drogą) wydała się sprawniejsza i lepiej zorganizowana niż nasze „miśki” (no ale nie jestem kierowcą więc nie mam z nimi doświadczenia). Gdziekolwiek poszliśmy, tam na parkingach było więcej samochodów na polskich numerach niż na słowackich; zresztą na czeskich też było więcej. Spotykając kogoś na szlaku bardziej prawdopodobne było usłyszeć mowę ojczystą niż slovenščine. Cud z Schengen? ;) Cóż, nasze polskie Tatry, z których jesteśmy tak szalenie dumni, to jednak malutki skrawek, do tego wcale nie taki ciekawy – i kiedy się cała Polska zwali do tego małego skrawka, powstaje dziki tłum. Nic więc dziwnego, że się ten tłum przelewa za granicę, zwłaszcza, że jest to teraz takie łatwe. Natomiast mniejsza słowacka populacja jest na większym obszarze bardziej „rozcieńczona” ;)

I jeszcze parę słów o PKP circa 2014: ostatni raz pociągiem jechałem nieco ponad pół roku temu i wtedy chyba jeszcze tego nie było, że przed każdą większą stacją obsługa odzywa się do pasażerów przez głośniki? Słuchałem tej przemowy kilka razy i o ile doceniam próbę zmiany wizerunku kolei jako bezdusznej maszyny do przepychania ciał, o tyle samo sformułowanie wyglądało jakby zostało przygotowane przez jakiś komitet ds. uprzejmości pod hasłem „PKP z ludzką twarzą”. „Życzymy miłego pobytu lub dobrej dalszej podróży”? Hm.

O pająkach i kotach

Kot zauważył wielkiego, tłustego pająka. Na kota takie coś działa hipnotyzująco – zwierzę usiadło w kącie nieruchomo i wbiło wzrok w ciemną plamę na ścianie. Pająk jednak wspinał się do góry, więc kot spojrzał na mnie i powiedział „miauuuuuuu?”. Ja słoń nie jestem, przed pająkiem nie ucieknę, ale też go nie ruszę. Też istota żywa, w końcu. Ale… podobno dla kota bardzo zdrowe. Więc może problem (problem?) sam się rozwiąże… I wtedy właśnie pająk zaczął schodzić w dół, ewidentnie, nieświadom zagrożenia, próbując zbudować sobie pajęczynę. Jego los został przypieczętowany.

Teraz pająk lata po całym pokoju, bo kot jak to kot musi się pobawić ofiarą, i tylko patrzeć kiedy mi wyląduje w kapciu albo zostanie przyniesiony jako trofeum…