Obietnica uczciwości

Nie, to nie ja obiecuję, że będę uczciwy pisząc swój blogasek (to chyba nie jest możliwe); chodzi o propozycję „obietnicy uczciwości” dla bankierów, o jakiej ostatnio słyszę, i jaka doprowadza mnie do histerycznego śmiechu.

Co taka obietnica miałaby osiągnąć? Że bankierzy przestaną zachowywać się nieuczciwie, bo dali słowo? Myślałem, że od tego jest prawo, które działa nawet przy braku fałszywej deklaracji dobrej woli ze strony sprawcy. Insynuuje, że złamanie obietnicy jest karalne, a złamanie prawa nie? Absurd, absurd, absurd. Już wiem! Jest to kiepsko zawoalowana legitymizacja faktu, że prawo wcale nie zabrania bankierom kraść i defraudować. A nie można po prostu zmienić prawa? Już to widzę…

Oczywiście jeśli kompletnie nic nie rozumiem, chętnie się o tym dowiem ;)

W którym zostałem nazwany smakoszem

Miałem sposobność obczajenia nowego w mej miejscowości lokalu; wstąpiłem więc, obaczyłem pustki (cóż rzec, pora pewnie nie taka, jeszcze się lokal nie rozkręcił), usiałem gdzieś w kącie. Dostałem kartę. Miałem ochotę na rybę, a że jedyną rybą był grillowany łosoś, zamówiłem łososia. Że – wierzcie państwo albo nie – do tej pory nie miałem okazji napić się Guinessa, a był w karcie, to zamówiłem Guinessa. I nie wiem czy to ten zestaw dań, czy sposób, w jaki spróbowałem w nieznany mi sposób przyrządzonego purée, ale naraz usłyszałem jak ktoś (właścicielka, jak mniemam) woła do mnie, że chyba jestem smakoszem.

Cóż miał rzec taki cham z Politechniki jak ja, ja nie to, że to musiało być ino przypadkiem. Bo nie dość że cham to jeszcze uważający jedzenie bardziej za nużącą konieczność niż codzienny gwóźdź programu… Smakosz. Dobre sobie ;)