CitizenGo…

…to jakaś kuriozalna tuba ultrakonserwatywnej propagandy. Za każdym razem gdy mi coś przysyłają (a przysyłają zapewne z racji tego, że kiedyś tam coś tam mogłem kliknąć nie patrząc na szerszy kontekst) i widzę ten ton świętego oburzenia przeciwko „oczywistym” obrazom moralności czy czemuś w tym rodzaju, mam ochotę kliknąć „spieprzaj dziadu” (delikatnie mówiąc). Ale, oczywiście, nie ma takiego przycisku. Wypisanie się z listy wysyłkowej jest możliwe, ale to dość słaby sygnał i wątpliwe by wyczytali z niego bezdenną pogardę, co by było moją intencją. Co tu robić, co tu robić?

[Oto jakie dylematy moralne dręczą tego bezbożnego heretyka.]

Odezwa do kandydatów

Drodzy kandydaci. Chciałbym wam coś zakomunikować. Tak, jestem świadom że jestem tylko jednym głosem pośród milionów i że będziecie mnie zlewać tak jak zawsze zlewacie swoich wyborców, chyba że zbliżają się wybory albo inaczej jest to wam na rękę. Ale mamy jeszcze (?) wolność słowa, więc oto moje słowo (jak zwykle przepełnione Mądrością i w ogóle).

Moja polityka wybierania kandydatów składa się w zasadzie z jednej zasady: nie głosować na kandydata przyznającego się do przynależności do partii. Jeśli mam na kogoś głosować, to na kogoś lojalnego wobec mnie, a nie wobec partii. Tak, jestem świadom, że niezależność nie gwarantuje tego, ale przynależność do partii gwarantuje, że tak nie jest. Tak więc sory, PiSiory. Merci, platformersy. Mogę ewentualnie zrobić wyjątek dla którejś z partii niszowych, nie licząc odłamów odłamów którejś z tych większych, bo to ciągle to samo tylko pod inną nazwą.

I to w zasadzie by było na tyle.

[Rozważałem też drugą zasadę: głosować wyłącznie na kobiety, zgodnie ze stereotypem, że mężczyźni jadą na testosteronie a więc agresja, agresja agresja, kobiety zaś kochają dzieci i pokój na świecie – ale doszedłem jednak do wniosku że kobieta też człowiek i ma prawo do bycia idiotą, tak więc nie jest to żaden gwarant. Widzicie? Równouprawnienie!]

Czyn społeczny i martyrologia

Parę dni temu zauważyłem, że kiełbasa wyborcza remont placyku przy MOK-u w mej mieścinie został zakończony dokładnie na czas obchodów święta niepodległości – normalnie czyn społeczny jak za dawnych czasów. Następnego dnia więc potruchtałem zobaczyć co tam Władza wymyśliła na tą okazję i dowiedziałem się, że….

…jest to święto kościelne??

[Mądre sentencje św. Papieża Wiadomo Którego na ścianie, pan w czarnej sukni przed mikrofonem, młodzież zawodząca coś, co chyba należy nazwać pieśniami patriotycznymi… Czy ja mogę grzecznie prosić o jakieś święto Polskości, które jest wesołe? Ale przynajmniej nie było naparzania się lewych i prawych.]

Spam of the week

Nie pamiętam kiedy ostatni raz umieściłem odcinek z tego cyklu (prawie dokładnie trzy lata temu (sprawdziłem!)). Ostatnimi czasy spamy stały się jakieś… generyczne. Ale ten się… wybija:

NSA sex, anyone? Huge numbers of girls, full privacy!

„NSA” i „privacy” obok siebie! Padnę trupem! (A „sex”? Toż to oczywista oczywistość.)

Kilka spostrzeżeń muzycznych z ostatniego pół roku

Czy to był jakiś sezon ogórkowy, że tak długo mi się zbierały „znaczące”1 spostrzeżenia? Nevermind…

Costumes of Costumes of Technocracy: Brat powiedział: „Fear Factory na sterydach”. Ja powiedziałem: „Dobra szkoła Atrophii Red Sun” [NB.: Dopiero po latach zacząłem naprawdę doceniać jakim dobrym i ważnym albumem było Twisted Logic…].

Speaker Be Killed: Być może byłem uprzedzony przez recenzję w Jedynym Piśmie Rockowym w Polsce (czy oni nadal używają tego sloganu?), ale skłaniam się ku tezie postawionej przez recenzenta: zebranie kilku znanych nazwisk i wymieszanie jeszcze nie gwarantuje bombowego ciasta. Panowie zdają się bardziej skupiać na robieniu hałasu niż piosenek… Z drugiej strony, choć ma to tendencję wpadać jednym uchem i wypadać drugim, to bardzo miło się słucha tego hałasu – póki jeszcze jest między uszami :) Albo recenzja dotyczyła zupełnie innego projektu i wszystko mi się pokiełbasiło. Jeśli tak, to – polecam ;)

Nervosa: Czerwone usta, tlenione bądź farbowane włosy, lakierowane paznokcie… dwie gitary, zestaw perkusyjny, tatuaże, kolczyki nie tylko w uszach, a na biuście logo Napalm Death czy też Vadera. No powiedzcie, czego tu nie lubić? ;)

Blood… Blood… Blood…: (1) Skutki tras wspólnych z Meshuggah słychać częściej niż okazjonalnie. (2) Końcówka płyty jest zdecydowanie najmocniejszym punktem: trio spójnych stylistycznie utworów, w tym jeden transowy, jeden klimatyczny i jedna laserowo naprowadzana petarda. Reszta płyty oczywiście niewiele im ustępuje, ale tej spójności momentami brakuje – niektóre kawałki brzmią jak zbieranina pomysłów które posklejano trochę zbyt pośpiesznie. Ale przecież to Decapitated. Może to po prostu wyraz sylistycznego nonkonformizmu, którego po prostu nie rozumiem ;)


1 Sarkazm! Sarkazm! Sarkazm!

Dzieci szkolne będą nienawidzić mojej rodziny

Gruchnęła wieść, że pewien znajomy rodziny, który posiada od lat wydawnictwo muzyczne i nawet mu się w tym powodzi (widocznie mało jest innych frajerów mających nadzieję utrzymać się z drukowania nut), wdał się w konszachty z miłościwie nam panującym Rządem i przygotował podręcznik do muzyki klasy szóstej. Oprócz takich rzeczy jak pieśni patriotyczne („Bogurodzicaaaaa dziewicaaaa…”), piosenki ludowe z ojczystej Szkocji i tym podobne, są też piosenki „popularne” do śpiewania przez przyszłość narodu, a pośród nich piosenki Kabaretu Starszych Panów, oraz: utwór X – muzyka: mój ojciec; utwór Y – słowa: moja babcia; utwór Z – muzyka: mój wuj. Szpan jakich mało, nawet jeśli tantiem z tego nie będzie. Bezpośrednio zainteresowani już zacierają rączki (fakt, że pół-żartem), że dzisiaj dzieciarnia będzie śpiewać te pioseneczki na lekcji a jutro będą z sentymentu nagrywać profesjonalnie na swoje płyty, i wtedy poleje się rzeka złota. Niemniej temu wesołemu cynikowi trudno się oprzeć wrażeniu, że owe utwory podzielą los wszystkich innych rzeczy katowanych w szkole na zasadzie efektu „Nudy Narodowe”.

Ale ze mnie niewdzięcznik, co?