Kiedyś się zdarzyło, że kot mi siedział na kolanach. Właściwie to zdarza się cały czas. W któryś z tych razów zdarzyło się, że zadzwonił telefon. Przerwanie priorytetowe spowodowało, że rzuciłem wszystko (czytanie, prawie na pewno; z monitora, nie książki, a co myślał[ea]ś?) i zająłem się jego obsługą. Nagle zaangażowana była tylko jedna część mojego umysłu – cała reszta nie miała co robić i się cholernie nudziła. A w szczególności moja druga dłoń. Dłoń więc znalazła sobie coś miękkiego i ciepłego, czym mogła się zająć: kota na kolanach (które pewnie też się nudziły, ale nic nie powiedziały). Kot…. kot był wniebowzięty. I ten jeden raz wystarczył…
…i ten jeden raz wystarczył, bo w kocie zakodować skojarzenie „telefon -> wniebowzięcie„. I teraz jak tylko mi telefon zadzwoni, kot przybiega z najdalszego końca mieszkania, by się dać wniebowziąć.
Kot nie jest głupi. Szkoda, że taki natrętny ;)
No kot Pawłowa co się zowie. W całej swej istocie ;)
PolubieniePolubienie