Skrót fabuły: mozolnie poznajemy bohaterów, relacje i napięcia między nimi, po czym nagle, bez większego powodu, wszyscy wariują i od tego momentu kompletnie nie wiadomo kto, co i po co. Trochę trudno się identyfikować z bohaterami jeśli się nie wie czemu robią to co robią – albo kiedy jest to zbyt oczywiste. Albowiem nie wiem jak w książkowym pierwowzorze, ale w filmie alegorie są trochę zgrubne: mieszkańcy wyższych pięter mają się za lepszych i narzekają, że ci z niższych pięter „nie znają swojego miejsca”; seks jako symbol najniższego upadku; i tym podobne. Po wariatach można się spodziewać wszystkiego, więc kiedy ktoś robi coś zwariowanego, nie czuć w tym głębszego sensu. W sumie nie wiadomo o czym reżyser chciał żeby ten film był – wychodzi jakby chciał po prostu szokować seksem i przemocą (może nawiązując do kinowych trendów z lat 70., w klimacie których film jest utrzymany).
Nie wiem, może ktoś lepiej znający się na literackich metaforach lepiej to przyjmie, ale ja byłem w najlepszym razie zmieszany, nie wstrząśnięty :)