Czyli w oryginale „Wojenne psy”.
Od pierwszych chwil jest jasne, że to krewniak „Big Short”. Chociaż nie taki postępowy w kwestii formy. Pod tym względem jest bardziej bękartem „Wilka z Wall Street”. Te dwa filmy tak jakby wskazały kierunek, w którym z pewnością jeszcze nie jeden pójdzie. Jest tylko jeden szkopuł. Ale szkopuł z tym szkopułem polega na tym, że trzeba być mną żeby był szkopułem :)
Temat jest gruby: handel bronią. Dwójka szkolnych kumpli odkrywa, że na handlu bronią można dużo zarobić. Po pierwsze: no shit, Sherlock! Więc liczyłem na to, że film obnaży cały ten proces robienia zbrojeniowej kiełbasy – czyli jak wielki biznes żywi się przemocą i przyczynia się do tego, że pokój na świecie nadal jest domeną naiwnych romantyków. No więc byłem nieco rozczarowany tym, że w zasadzie jest to kolejna historia o tym, jak to pieniądze zniszczyły przyjaźń. Tak więc mimo że film ogląda się naprawdę przyjemnie i te dwie godziny przeleciały jak z płatka, moja obiekcja jest z gatunku tych, jakie można było spotkać w szkole1: „Wypracowanie jest świetne, ale nie na temat. Dwója!2„.
I teraz pytanie czy to kryterium jest dla Was ważne. Jeśli nie – śmiało można pójść obejrzeć :)
1 Czy to prawda, że w świetle dzisiejszych kryteriów oceniania takie podejście to już dawno zapomniana przeszłość? Że obecnie panuje raczej „pomylił epoki i bohaterów ale przynajmniej odwołał się do ‚Latarnika’, zaliczamy!”?
2 Tak, były takie czasy, kiedy dwója to była najniższa ocena. I ja pamiętam te czasy.