Rekiny wojny: wrażenia

Czyli w oryginale „Wojenne psy”.

Od pierwszych chwil jest jasne, że to krewniak „Big Short”. Chociaż nie taki postępowy w kwestii formy. Pod tym względem jest bardziej bękartem „Wilka z Wall Street”. Te dwa filmy tak jakby wskazały kierunek, w którym z pewnością jeszcze nie jeden pójdzie. Jest tylko jeden szkopuł. Ale szkopuł z tym szkopułem polega na tym, że trzeba być mną żeby był szkopułem :)

Temat jest gruby: handel bronią. Dwójka szkolnych kumpli odkrywa, że na handlu bronią można dużo zarobić. Po pierwsze: no shit, Sherlock! Więc liczyłem na to, że film obnaży cały ten proces robienia zbrojeniowej kiełbasy – czyli jak wielki biznes żywi się przemocą i przyczynia się do tego, że pokój na świecie nadal jest domeną naiwnych romantyków. No więc byłem nieco rozczarowany tym, że w zasadzie jest to kolejna historia o tym, jak to pieniądze zniszczyły przyjaźń. Tak więc mimo że film ogląda się naprawdę przyjemnie i te dwie godziny przeleciały jak z płatka, moja obiekcja jest z gatunku tych, jakie można było spotkać w szkole1: „Wypracowanie jest świetne, ale nie na temat. Dwója!2„.

I teraz pytanie czy to kryterium jest dla Was ważne. Jeśli nie – śmiało można pójść obejrzeć :)


1 Czy to prawda, że w świetle dzisiejszych kryteriów oceniania takie podejście to już dawno zapomniana przeszłość? Że obecnie panuje raczej „pomylił epoki i bohaterów ale przynajmniej odwołał się do ‚Latarnika’, zaliczamy!”?

2 Tak, były takie czasy, kiedy dwója to była najniższa ocena. I ja pamiętam te czasy.

Roboty

Na osiedlu trwa remont dachów. Dookoła bloków porozciągano taśmy, po drzewach porozwieszano tabliczki ostrzegawcze: „PRACE NA WYSOKOŚCI”, „ROBOTY NA DACHU”…

…spoglądam do góry…

Nie, to tylko ludzie.

Kryzys w Firmie

Wywołałem kryzys w Firmie.

Zwolniłem się.

Gwoli ścisłości: to pierwsze jest skutkiem drugiego, a nie odwrotnie.

Ale tak to jest. Przez osiem lat nikt na mnie nie zwracał uwagi, a teraz co? Nagle okazałem się „bardzo cenionym pracownikiem”, Prezes wzywa mnie na pogawędkę na najwyższe piętro, potem zaś dzwoni z urlopu – z urlopu! – do kadrowej o pięknych, brązowych oczach żeby jeszcze ze mną pogadała. Nagle Zarząd ma środki, żeby mi to (co właściwie?) wynagrodzić. I te pe i te de.

Nie to żebym był jakoś strasznie niezadowolony; prawda, że od dawna drążyło mnie lekkie poczucie niedocenienia, i że poczucie to byłoby nie takie lekkie gdybym był bardziej ambitny i nie taki kontent ze swojej spokojnej niszy, ale mimo wszystko było mi bardzo wygodnie, a i zarobki też były takie, że wielu by mi pozazdrościło. Ale jednak zbyt wygodnie w końcu się zrobiło i trzeba trochę się rozejrzeć po szerszym świecie, zanim moje doświadczenie z tych ostatnich ośmiu lat stanie się zbyt hermetyczne. Tak więc nawet piękne, brązowe oczy kadrowej nie pomogły.

C’est la vie!

Jason Bourne: wrażenia

Recenzenci pisali: „wtórne, ale dobrze zrobione”, i to generalnie prawda, ale ja nie o tym.

Ja o tym, że wygląda to trochę jakby ktoś z rządu zadzwonił do wytwórni i powiedział: „słuchajcie no, całe to oczernianie CIA, spoko, rozumiem, licencja na za… znaczy poetica i w ogóle, ja to naprawdę rozumiem kochani, ale nie możecie tak, naprawdę, już wystarczy… co? nie możecie tak nagle wszystkiego obrócić do góry nogami? no jak to… no dobrze, dobrze, powiem wam co, zróbcie tak: weźcie jakąś ładną buźkę i jakiegoś starucha i niech ta ładna buźka – wszyscy lubią ładne buźki, rozumicie? – no więc niech ta ładna buźka jakoś zrobi żeby ten staruch – ten, rozumiecie, brzydki, okropny, zmurszały staruch, ten symbol starego, żeby on dostał jakoś za swoje, a potem powiecie że Agencja się zmienia i takie tam… no to jak? no to świetnie! widzę że się rozumiemy! no to do jutra na polu golfowym!”

A buźka rzeczywiście ładna.