Wywołałem kryzys w Firmie.
Zwolniłem się.
Gwoli ścisłości: to pierwsze jest skutkiem drugiego, a nie odwrotnie.
Ale tak to jest. Przez osiem lat nikt na mnie nie zwracał uwagi, a teraz co? Nagle okazałem się „bardzo cenionym pracownikiem”, Prezes wzywa mnie na pogawędkę na najwyższe piętro, potem zaś dzwoni z urlopu – z urlopu! – do kadrowej o pięknych, brązowych oczach żeby jeszcze ze mną pogadała. Nagle Zarząd ma środki, żeby mi to (co właściwie?) wynagrodzić. I te pe i te de.
Nie to żebym był jakoś strasznie niezadowolony; prawda, że od dawna drążyło mnie lekkie poczucie niedocenienia, i że poczucie to byłoby nie takie lekkie gdybym był bardziej ambitny i nie taki kontent ze swojej spokojnej niszy, ale mimo wszystko było mi bardzo wygodnie, a i zarobki też były takie, że wielu by mi pozazdrościło. Ale jednak zbyt wygodnie w końcu się zrobiło i trzeba trochę się rozejrzeć po szerszym świecie, zanim moje doświadczenie z tych ostatnich ośmiu lat stanie się zbyt hermetyczne. Tak więc nawet piękne, brązowe oczy kadrowej nie pomogły.
C’est la vie!
Takie zachowanie jest wpisane w długoletnie strategie HR zapewne wielu firm. ;-)
PolubieniePolubienie
Gratulacje :) I co teraz? (BTW, kupę lat, co? ;) )
PolubieniePolubienie
Oj kopę, kopę :) Co teraz? Ekwiwalent za niewykorzystane urlopy (jeszcze z zeszłego roku!) i do nowej roboty. Jednego dnia wychodzę ze starej, następnego jadę już do nowej ;)
PolubieniePolubienie
A nowe miejsce mocno przebadane i z potencjałem czy bardziej jako „pierwszy krok w dalsze nieznane” ? :)
PolubieniePolubienie
Raczej to drugie :)
PolubieniePolubienie