Koledzy w pracy wrócili z obiadu dyskutując o czymś zawzięcie. Okazało się, że jeden z nich (osobnik z gatunku tych, którzy najprawdopodobniej na lekcjach religii zadawali(by) księdzu kłopotliwe pytania) poruszył temat mobbingu w pracy i jak się do tego ma ustawodawstwo. Na swoje nieszczęście podał „książkowy” przykład, gdy ekipa idąc na fajrant/obiad nie zaprasza na to wyjście jednego ze współpracowników. Przykład ten wydał się pozostałym na tyle absurdalny, że przez następne kilka godzin, jeszcze długo po powrocie z obiadu, wymiana zdań trwała w najlepsze – mimo że, w zasadzie, wszyscy się zgadzali że mobbing w pracy to jest coś karygodnego. Sprawca całego zamieszania próbował podawać jakieś lepsze przykłady i uściślać w jakich warunkach takie zachowanie jest karalne, a w jakich nie, ale prędzej czy później i tak początkowy przykład powracał jak bumerang i prowokował niekończące się pytania w rodzaju „a co jeśli…?”. Nieszczęśnik w pewnym momencie zarzucił wręcz swoim dyskutantom, że go trollują.
I wtedy mnie olśniło.
Albowiem dotarło do mnie, że każdy inteligentny człowiek ma w sobie trolla: taka jest po prostu natura dociekliwego umysłu. I nie ma w tym tak naprawdę nic złego – ot, jedno z wielu narzędzie, którego można używać dla dobra albo dla zła.
Pytanie tylko czy każdy troll jest także inteligentnym człowiekiem. Skłaniałbym się ku tezie, że tak: albowiem pieprzyć głupoty potrafi byle idiota, ale żeby skutecznie kogoś strollować to jednak trzeba mieć więcej niż trochę oleju w głowie. Tak więc jeśli jakieś forum gdzieś w ostępach Internetu padnie ofiarą trolli, to można im zarzucić wiele (włącznie z podpadnięciem pod co najmniej jeden paragraf), ale nie to, że są idiotami.