Zaznaczę na początku coś, co powinno być oczywiste od samego początku mojego małego cyklu: nie jestem recenzentem i jeśli chcecie recenzji, to sobie poszukajcie jakiegoś Prawdziwego Krytyka :) To co napiszę poniżej to nie do końca moje własne przemyślenia, tylko wrażenia właśnie, skalibrowane recenzjami innych. To powiedziawszy…
Jeśli widzieliście Ex Machina, to tu będziecie się czuć jak u siebie w domu. Wizualnie powalająco spektakularny, nieśpieszny. Ale fabularnie coś mi od początku nie grało. Niektóre sceny wydawały mi się zupełnie niepotrzebne, nawet jeśli zaraz zostawało wyjaśnione czemu dzieje się to, co się akurat dzieje (przykład: potyczka na śmietnisku i jak się ona kończy). Posiłkując się wspomnianymi recenzjami mogę to wyrazić tak: film bardzo chce być jak ten sprzed 30 lat, tylko na miarę naszych czasów, i udaje mu się to o tyle, że cierpi na chorobę współczesnego kina: łopatologię. Nie trzeba domyślać się motywacji bohaterów, wszystko się ładnie i zgrabnie kończy. Jeśli komuś to nie przeszkadza – to ma gwarantowane 10/10 :) Ale ja jestem już jedną nogą na terytorium zgryźliwych tetryków i mi trochę przeszkadza.
Dobra, już nie marudzę. Tak czy siak, udało się nie spieprzyć i koniecznie trzeba zobaczyć (ale najpierw jeszcze bardziej obowiązkowy seans oryginału!).
Dodane później: Peter Watts rozprawia się z kilkoma wielkimi dziurami logicznymi w fabule ;)
No właśnie, bo ja czytałem gdzieś, że nie jest tak źle i nie ma totalnej kompromitacji.
PolubieniePolubienie
No nie ma, zdecydowanie warto zobaczyć :) Ale im dłużej się po tym o tym myśli, tym bardziej dochodzi się do wniosku że reżyser powinien był jednak nakręcić jeszcze kilka innych filmów i przemyśleć to i owo zanim się porwie na legendę ;)
PolubieniePolubienie