Czy nerdy śnią o elektrycznych owcach?

Nie.

Nerdy śnią o takich rzeczach: puknę palcem trzy razy w dowolną powierzchnię, a materializuje się na niej linuksowa konsola. Przypuszczalnie zalogowana do backendu rzeczywistości (środowisko produkcyjne, naturalnie). Wnioskuję po tym, że w rzeczonym śnie chciałem wycofać pewną zmianę w pewnym fizycznym obiekcie, którą dokonałem odrobinę wcześniej, a która okazała się niepotrzebna (oparta na błędnych założeniach). W sensie git rebase (ewentualnie git revert).

Kto by nie chciał mieć czegoś takiego?

[Inna sprawa, że tytuł, do którego piję w tytule, powinien raczej być „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” Angielskie słowo „dream”: zastawiamy pułapki na tłumaczy od kilkuset lat.]

Kilka spostrzeżeń muzycznych loves Jolly

Stranger merger: W pierwszej chwili zignorowałem. Niewolnicze zaśpiewy (w wykonaniu białego, do tego), uznałem że to „nie mój typ”. Ale potem usłyszałem nieco więcej i tym razem zwróciłem większą uwagę na drugą stronę eksperymentu: black metal. Tak, mamy połączenie black metalu z niewolniczymi zaśpiewami. Miał to być żart, ale wyszedł poważny projekt, ponieważ okazało się, że to żre. Wbrew wszelkiej intuicji. Jak ser pleśniowy i czekolada (widziałem kiedyś w TV!!). Myślę, że to dlatego, że – podobnie jak wspomniane składniki spożywcze – black metal i niewolnicze zaśpiewy mają podobną „chemię”. Potrzeba tylko trochę wyobraźni, żeby to zauważyć.

Hour of Hideous Divinity: Jak tak się zastanowić, to w sumie metalowa brać nie jest rozłożona równomiernie po świecie. Rock i metal to mimo wszystko wynalazki anglosaskie, język angielski nadal jest generalnie obowiązujący, chociaż niektóre IMO brzmią w metalu nawet lepiej (a choćby i łacina!), a znakomita większość zespołów pochodzi z krajów anglojęzycznych, a przynajmniej germańskich (nie zapominajmy o Skandynawii!). Są pewne zaszczytne wyjątki (Francja, Grecja), a Polska jest oczywiście wyjątkiem od wyjątku (czego u nas nie ma!!). I jakoś nigdy nie pomyślałem szukać na ten przykład we Włoszech. Bo czemu w sumie nie? Z jednej strony kraj papieży, więc niewątpliwie katolicki, ale z drugiej strony powinna tam być właśnie najostrzejsza reakcja (a nie w Norwegii). I oto jest. Hideous Divinity, złożony w większości z byłych członków Hour of Penance. Zarówno jeden jak i drugi walą prosto po mordzie bezpretensjonalną ścianą metalu. Nie śpiewają po włosku (po łacinie też nie, a szkoda), za to tytuły utworów są odpowiednio nawiązujące. Czyli byś nie poznał skąd są, ale to nie szkodzi. Me gusta. (Tak, wiem, to po hiszpańsku.)

Jolly loves you: Bo moje nazwisko pojawia się tam. Dwa razy. Bo brata też. Ale moje jako pierwsze ;)