Kilka spostrzeżeń muzycznych tuż przed odwołaną wizytą Trumpa

Brak linka do Braku równowagi redux: Link właściwie już jest. A jak jest, to mogłem posłuchać i ocenić że moja pierwotna ocena była trochę niesprawiedliwa. Desperacka pasja nadal jest, tylko znacznie bardziej stonowana, trochę jak szlachetny kamień oprawiony w szlachetny metal (uf, ale pojechałem). Najbardziej obawiałem się o wokal, który miejscami jest po prostu… pospolity. Ale dzieje się tak tylko w momentach, i to też wydaje się celowym zabiegiem. No i jest więcej krzyku niż wcześniej zauważyłem. Możliwe że jednak się z tym albumem polubimy… [Swoją drogą w międzyczasie dowiedziałem się, że nie tylko ja byłem tą płytą rozczarowany. Zawsze to miło mieć jakieś potwierdzenie że to nie tylko moje uprzedzenia ;)]

Allegory of a good album: Symbolical chyba bardzo się starają się nie wychylać. Nową płytę wydali takim cichcem że nawet ja tego nie zauważyłem, chociaż ich debiut bardzo lubię i chwalę od samego początku. Nowa płytka rozpędza się powoli, bo pierwsze numery zrobiły na mnie trochę nijakie pierwsze wrażenie, ale może to była tylko kwestia wdrożenia się w nastrój, bo już od czwartego zostałem rozjechany. Tempa są zauważalnie wolniejsze, ale zamiast rozpędzonego rumaka z ciężkozbrojnym w siodle, mamy bardziej coś na kształ statecznie kroczącącej machiny wojennej (bez aluzji). Albo nawet całej dywizji pancernej. Nadal nie mam fejsa, ale to też lubię!

Marzena Ridt: Formalnie to jest black metal. Ale blackowy wygrzew stanowi tutaj zdecydowanie mniejszość; dominuje raczej anielski śpiew liderki (przy czym nie przeszkadza, że to raczej upadły anioł), plus pogrzebowe klimaty, plus sporo folkowych zagrywek. Ja się nic a nic nie dziwię, że pani Myrkur swą czarną muzyczną magią zauroczyła całą rzeszę dziennikarzy muzycznych – na mnie ten urok też zdecydowanie działa. Łykam jak ghul dusze potępionych. Co mnie intryguje to czy to jest też coś, co można pokazać ludziom, którzy są zadeklarowanymi nielubiaczami blacku (jak mój brat, na ten przykład)? Coś do rozważenia ;)

Z gabinetu Freuda: historyczna niezgodność

Ktoś się mnie zapytał – we śnie – co się tak zamyśliłem. Bo rzeczywiście coś sobie pomyślałem – we śnie – i zaraz temu komuś to opowiedziałem.

Otóż, tak sobie pomyślałem, jak by wyglądał świat gdyby ludzkość i przyroda koegzystowały na tym samym terenie, a konkretnie na całej planecie, a nie obok siebie i osobno, jak obecnie? Widziałem w tej wizji coś w rodzaju łagodnych wzgórz porośniętych lasem, wewnątrz których znajdują się korytarze i komory dla ludzi. Oczywiście, jest to bardzo różny świat od tego który istnieje obecnie.

Ale to był tylko punkt wyjścia. W końcu to sen; rozsądny człowiek by uznał że to już jest coś ciekawego co warto rozważyć dalej, ale sen uznał że bardziej wartościowe jest pytanie, które się w takim kontekście nasuwa:

Kiedy nastąpi ten punkt w historii ludzkości (tytułowa niezgodność, poprzez analogię do zjawiska geologicznego), że ludzie oglądając stare filmy nie będą w stanie rozpoznać świata przedstawionego i się z nim identyfikować?

Uznałem, że taki moment jest nieunikniony. Bo jeśli mamy uratować środowisko, planetę i samych siebie, to świat musi się radykalnie zmienić. Tak radykalnie, że przyszłe pokolenia nie będą wiedziały o co w ogóle nam chodziło…

 

Z gabinetu Freuda: nowa fizyka wszechświata

Nie, nie będę leżąc na leżance opowiadał o swoich relacjach z ojcem.

Nie, nie będę analizował swoich snów erotycznych (są zajebiste i tyle musicie wiedzieć).

Nie, ten Freud z tytułu chyba nie był dobrym pomysłem.

Nieważne.

Ostatnio jakby rzadziej pamiętam swoje sny. Ale od zawsze miewają one… rozmach. Ogromne przestrzenie wypełnione szczegółowo budowlami, przyrodą i, no, przestrzenią. Znajome miejsca przekształcone w epickie pejzaże. Wybuchy termojądrowe i huragany-giganty… No dobra, tego chyba nie musiałem zdradzać.

Albo, tak jak dzisiejszej nocy, wszechświaty rządzące się zupełnie innymi prawami.

Nie wiem jak do tego doszło, że we śnie pojawiła się taka propozycja: a co by było gdyby probabilistyka była jednym z fundamentalnych praw wszechświata? Po czym następuje: wyobraźmy sobie jak by wyglądał świat, w któtym każda czynność ma 50% szansy powodzenia. Po czym następuje właśnie wizja takiego świata. Chcę wrzucić jabłko na balkon na 10. piętrze? Nie trzeba długo próbować żeby się udało. Wskoczyć do pędzącego samochodu? Pół na pół że się nie zabijesz przy pierwszym pojdejściu ;) I tak dalej.

Oczywiście jak tak się na trzeźwo zastanowić, po przebudzeniu, znaczy się, to najpierw trzeba w ogóle ustalić co to znaczy „czynność”. Czy wzięcie oddechu też się liczy? Jak by się zmieniła fizjologia, gdyby tylko co drugi oddech był „udany”? Zrobienie kroku? Każdy jest pokraczną łamagą. Spojrzenie w jakąś konkretną stronę? W ogóle przeżycie kolejnej sekundy??

W większości takich eksperymentów odpowiedź jest prosta: taki wszechświat może i by istniał, ale by się składał z jednorodnej zupy cząstek, które by nie mogły ze sobą wchodzić w żadne interakcje, a więc byłby totalnie i doszczętnie jałowy i bezgranicznie nudny. Tak by na przykład było gdyby siły rządzące naszym wszechświatem odbiegały chociaż minimalnie od swojego zachowania; nieco inne wartości podstawowych stałych względem siebie, odrobinę inne wielkości oddziałowań i wszystko albo rozsypuje się w kwarkowy proch, albo skupia się w czarną dziurę wielkości wszechświata, albo coś jeszcze innego. Przypuszczam że dałoby się skonstruować stabilne i nietrywialne wszechświaty o innych parametrach znanych nam sił, ale chyba nie słyszałem, żeby ktoś taki znalazł (albo nawet szukał).

I mój mózg chciał się na to porwać. W nocy.

Albo, jak kto woli, TL;DR: to był bardzo głupi sen.

Yesterday: wrażenia

Punkt wyjścia jest dość niedorzeczny, akcja być może mogłaby być lepiej poprowadzona no i w ogóle to jest to komedia romantyczna, ale nawet jeśli nie nawidzicie rom-komów, nawet jeśli nie cierpicie Bitelsów, jeśli tylko kochacie muzykę tak jak ja, to na litość boską pędźcie na ten film co sił w nogach. Bo świadomie czy nie, mówi on coś ważnego, coś bardzo ważnego, czego sam do końca sobie nie uświadamiałem. Jeśli to czujesz to zrozumiesz. A jeśli nie to nie, ale może przynajmniej zrozumiesz jak ja się czuję kiedy patrzę na te płótna pomazane farbą o których mówią że to arcydzieła a ja widzę tylko płótna pomazane farbą i mam nadzieję że przynajmniej Ty widząc je czujesz to co ja czuję kiedy słucham tych dźwięków ;)

Bardziej zgrabnie nie potrafię tego ująć. Przepraszam ;)