Applause of Kronika Paranoika: Zespół Vola poznałem bliżej kiedy grali na warszawskiej Woli. Nie jestem pewien czy artyści byli świadomi ironii losu (Vola… na Woli… to ja już sobie pójdę). Ja za to nie byłem świadomy artystów. Coś słyszałem, ale przyszedłem głównie na Monuments. Usłyszałem więcej i zostałem z Vola. Ale Monuments nadal też. W każdym razie później zapoznając się bliżej usłyszałem Ghosts i pomyślałem, że ich popierdoliło. Znałem wcześniej Smartfriend i trochę to nie przypasowało, bo tamto to był djent pełną gębą, a tu? Hm. W innym momencie zaleciało spokojniejszymi kawałkami Depeche Mode i przypomniała się trauma-nie-trauma Host Paradise Lost. Ucho przeżarte metalem zwraca się jeszcze chciwie przy Whaler (przy którym można tańczyć walca… nie, to nie walc – to walec). Przesłuchało się raz, drugi, piąty… dziesiąty… i w końcu zaczęło docierać, że w tym szaleństwie jest metoda. Że wszystko jest tu z premedytacją i recydywą (wszak to już drugi album), misternie skonstruowane, bez skuchy i wstydu. Bezwstydne wyłażenie poza granice metalu, plądrowanie i wracanie z łupami. I oczywiście wcale nie przeszkadza, że wokalista ma fantastyczny głos i jest… uroczym, długowłosym blondasem, typ duńskiego Wikinga ;) (Swoją drogą już zaraz po koncercie w duchu zapowiadałem im świetlaną przyszłość. Oby się spełniło!)
Z cyklu: oni powinni coś zrobić razem: Słucham najnowszej płyty Tarji (nasze pierwsze spotkanie) i jakoś ciągle jakoś przypomina mi się niejaki James (znamy się już jakiś czas, ale nie poznaliśmy się w tym pewnym sennym teatrze). Jak zacznę się nad tym zastanawiać to pewnie dojdę do wniosku, że to zupełnie nietrafione porównanie, ale póki co… zachodzę w głowę co by wyszło z ich kolaboracji. Z pewnym Björnem już śpiewała (można powiedzieć, że to on nas sobie przedstawił) i wyszło zacnie, chociaż trochę zdominowała chłopaka. Więc? :)
Math Bomb: Car Bomb przywraca mi wiarę w math metal! Pewien radiowiec powiedział, że tak brzmiałaby Meshuggah, gdyby trochę „wyszli ze swojego schematu” (czyli, można powiedzieć, przypomnieli sobie siebie z lat 90. zeszłego wieku). Święta prawda. Zgadzam się. Nic dodać, nic ująć. Czas kończyć ten wpis, bo już nie ma nic więcej do powiedzenia ;)