Strendżjer Merdżjer: Cały świat oszalał na punkcie Zeal and Ardor, a tym czasem mniej więcej w tym samym czasie pojawił się w naszym własnym wspaniałym kraju projekt Батюшка, który łączy metal z liturgią prawosławną. Połączenie może mniej zaskakujące, ale również nieoczekiwane i w retrospektywie… właściwie dość oczywiste? Związki metalu i katolicyzmu są dobrze znane i dobrze zbadane, ale prawosławie jakoś tego uniknęło, na to wychodzi. I do tej pory nikt na to nie zwrócił uwagi… Cóż, na wschodzie ichni kościół faktycznie do dziś jest autentycznie święty, do tego stopnia, że nie dało się zorganizować koncertu zespołu w Rosji (z powodu gróźb), a na Ukrainie organizator był cały w stresie, że w każdej chwili ktoś ich zechce rytualnie rozstrzelać. Inna sprawa, że może to tak naprawdę zrozumieć tylko ktoś, kto – jak twórca Batushki – miał styczność ze Wschodem (tym bliższym, słowiańskim, ewentualnie greckim, a nie chińskim). To jest dość ogólnie ten sam krąg kulturowy, ale tradycja, kultura i mentalość są wyraźnie odmienne – wszak rozeszły się z naszą ponad tysiąc lat temu (Wielka schizma wschodnia była tylko formalnym potwierdzeniem tego faktu). Dlatego należy słuchać ze świadomością, że nie łapie się całego kontekstu i nie wszystko dociera do naszych ignorackich uszu. I tym bardziej zabawnie czyta się recenzje pisane przez jeszcze bardziej zachodnich osobników.1
You Are Your Kind: Stary dobry Slipknot! Aż się łezka w oku kręci. Stary, ale bez tego szczeniactwa obecnego na dwóch pierwszych płytach, kiedy chcieli po prostu robić obrazoburczy łomot. Wydestylowali szczeniactwo, gniew pozostał. I właśnie o to chodzi w muzyce Slipknot. Gniew, w różnych różniastych postaciach, nie zawsze ślepej furii. I psychoza. Gniew i psychoza (to dwie rzeczy z których znana jest hiszpańska inkwizycja…). Mamy też nowość: kołysanka („Spiders”)! Totalnie wyobrażam sobie śpiewać do swoim dzieciom zamiast „karaluchy pod poduchy”. (Jeden mankament jednak: jak większość płyt Slipknota jest odrobinę za długa; fajnie grają, ale przy takiej muzyce „im więcej tym lepiej” raczej nie obowiązuje ;) )
Materialna poprawa? redux: „Jeśli cała płyta taka będzie”, zaiste. I teraz nie wiem co napisać. Ja chcę więcej „Rosa Alba” i „Follow Me”! Ale na tej płycie tego nie znajdę, poza tymi dwoma (które, na dodatek, są dopiero na samym końcu). Smuteczek. Nie chcę hejtować, bo muzyka jest zacna, ale po prostu… nie dla mnie. Jednak muszę napisać że irytuje mnie to nu-metalowe stękanie przy wyciąganiu górek (przepraszam :) ). Idę słuchać Slipknota.
Lawbreed redux: Jedno ze spostrzeżeń, jakie mi w międzyczasie przyszły do głowy, to że trochę za szybko ostatnio piszę te spostrzeżenia. Czasami po zaledwie jednym przesłuchaniu (wstyd! wstyd!). Niekiedy faktycznie pierwsze wrażenie jest tym właściwym, czasami nie – i stąd te „reduxy”. W tym przypadku nie chodzi o to, żebym ocenił nową płytę Newbreed zbyt pochopnie – wręcz przeciwnie! Coraz bardziej mi się ona podoba! W pewnym momencie pomyślałem, że bardzo chcę, żeby więcej ludzi ją poznało, a to trochę nietypowa myśl. (I nie, nie będę elitystycznym snobem, który się masturbuje poczuciem, że zna muzykę, której nikt inny nie zna. Dobrą sztukę trzeba szerzyć, i oby jak najszerzej!) To jest nadal Newbreed, ale łatwiej chyba wymienić czego tu nie ma niż co jest: nie ma po prostu niedoróbek kompozytorskich, które wcześniej mnie nieco raziły. A jest dość różnorodnie. Ewidentne alicjowanie chyba tylko w Snakeater. Spiritual Pornography cały czas mi coś przywodziło na myśl i dopiero teraz sobie uświadomiłem, że było to Queens of the Stone Age. Nettle’s High Ground z kolei jest trochę jak Katatonia z Dead End Kings (czyli obecnie mojej ulubionej). I te rify… I to nieco ponure zakończenie. Najs.
1 Jeszcze uwaga pozamuzyczna: jak to w Cerkwi, teksty są w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Warto zwrócić uwagę, ponieważ to jest dialekt języka, którym mówili także nasi przodkowie, w czasach kiedy cała słowiańszczyzna używała tej samej mowy.