Mam wolne i nie powiem nic odkrywczego

Mam wolne. Ostatni raz miałem dłuższe wolne niemal dokładnie rok temu (różnica wynosi ze dwa tygodnie). Pierwszy raz ośmieliłem się wziąć całe cztery tygodnie urlopu. Miesiąc sierpień w obecnym roku kalendarzowym wygląda tak, że w miesiącu sierpniu 2020 roku w pracy będę dokładnie w jeden dzień: ostatni. Pierwszy tydzień wolnego przeznaczam więc na odespanie całego zeszłego roku (okoliczności zewnętrzne nie zawsze temu sprzyjają, ale staram się jak mogę).

Drugi i trzeci tydzień przeznaczam na totalne szaleństwo, czyli kolejny pomysł, na który w końcu się ośmieliłem: wakacje na rowerze. Zakupiłem sprzęt raczej mniej niż profesjonalny, ale bardziej niż przepocona koszulka i przetarte spodenki. Porzuciłem ostatecznie pomysł z uchwytem na tablet (z mapą!), i zamówiłem torebkę na kierownicę, z okienkiem na zwyczajny telefon (pierwsze podejście było totalnym niewypałem, jako że uchwyt był zwyczajnym uchwytem i zjeżdża na dół na każdym wyboju; ale był w komplecie z powerbankiem, który ma szansę wyrobić). Poplanowałem sobie noclegi w kilkudziesięcio-kilometrowych odstępach wzdłuż szlaku Green Velo, zaczynając od Elbląga, co oznacza że nie ma bata, muszę dojechać (albo liczyć się ze stratą i wakacji, i sporej ilości pieniędzy). Ratuje mnie (albo i nie) fakt, że tu i ówdzie potencjał przyrody był na tyle duży, że zaplanowałem dwie noce, a nie jedną.

Przez czwarty tydzień zatem, jak przypuszczam, będę dochodził do siebie.

W międzyczasie patrzę na statystyki niniejszego blogaska i zastanawiam się po cholerę pisać na publicznym portalu skoro i tak piszę wyłącznie dla siebie.