Rozerwanie: wrażenia

Taka sytuacja: szefostwo mówi nam, żebyśmy mieli zdrowy „work-life balance”, chociaż cholera wie czy rzeczywiście się o nas troszczą czy tylko odhaczają kolejny punkt na „wellness checklist”. A co by było gdyby można było to zapewnić za pomocą technologii?

„Rozerwanie” (oryginalny tytuł „Severance” to gra słów z korpo-mową na wywalenie z pracy) stara się odpowiedzieć na to pytanie zgodnie ze starą tradycją science fiction, które od zawsze pyta „co by było gdyby?”. I jeśli słyszeliście jakieś zachwyty nad tym serialem, oznajmiam wszem i wobec, że były jak najbardziej zasłużone.

Głównym bohaterem jest Mark S., i już na etapie samego imienia mamy uprzedmiotowienie pracownika, który dla korpo jest wyłącznie zasobem ludzkim. Następnie: praca, która nie ma sensu, ale szefostwo starannie pilnuje wypełnienia miesięcznych kwot. Służbiści, którzy wszystko robią wedle podręcznika. Nagroda za dobre wyniki – infantylizujące „benefity”. Konformiści, którzy są skłonni zrobić różne szachrajstwa dla owych benefitów, żeby choćby przez chwilę być ponad innymi. A za złe wyniki albo zajście za skórę szefostwu…

I tu się tak naprawdę zaczyna robić ciekawie. Bo wszystko co wymieniłem wcześniej to chleb powszedni każdego, kto trochę czasu przepracował w korpo. Tylko że tutaj mamy do czynienia z ludźmi, którzy nic nie pamiętają z tego, co się działo w pracy.

Dawniej narzekałem na seriale, które koniecznie muszą wpleść jakąś sensację, zamiast normalnie eksplorować konsekwencje swojego „gdyby”. W tym przypadku też na początku trochę kręciłem nosem, że korpo, które w naszym życiu trochę jednak żartobliwie mówimy że to zło, tutaj wydaje się być autentycznie złem. Ale jak się nad tym zastanowić… Pracownik, który nie zna (swojego) życia poza pracą, nie ma żadnej instancji odwoławczej od decyzji szefostwa, toż to przepis na bezkarność. A poczucie bezkarności to prosta droga do nadużyć. Nie jest co prawda jasne, czy ta praca, którą tam wykonują, ma jakiś praktyczny sens, a złe traktowanie to skutek uboczny tego, że korporacje mają efektywnie osobowość psychopatyczną, czy też może jest to wszystko częścią okrutnego eksperymentu. Ale to nie istotne. Skutek jest taki sam jak w czasach, kiedy nie istniały prawa pracownicze.

Nie jest to powiedziane wprost, ale po numerach rejestracyjnych można poznać, że rzecz się dzieje w Kalifornii, czyli w krainie, gdzie najmocniej zakorzeniła się koncepcja, że każdy problem można rozwiązać za pomocą technologii. Serial zdaje się być (kolejnym) komentarzem w debacie na temat tego, że giganty technologiczne może trochę z tym przesadzają. Technologia rozerwania co prawda nie ma oczywistego wpływu na życie ludzi poza korporacją, ale odpowiedzialność społeczna dotyczy tutaj czegoś innego, i większość komentatorów zwraca większą uwagę na ten właśnie aspekt.

Chodzi mianowicie o to, że jeśli taki człowiek „na zewnątrz” zdecyduje się odejść z pracy, to jego odpowiednik/czka „wewnątrz” po prostu… umiera. Pewnego dnia wsiada do windy na górę i nigdy z niej nie wychodzi – nawet nie wiedząc że to jego/jej ostatnie chwile. Jedna z bohaterek mówi w momencie przypływu szczerości, że „jej życie trwało 107 godzin” (jeśli dobrze pamiętam; konkretna liczba nie jest istotna). Była „budzona” tylko w razie konieczności, a teraz jej stanowisko zostało oddane komuś innemu, więc…

To daje mocno do myślenia. I serial bardzo inteligentnie podchodzi do tego tematu. Jestem pod wrażeniem.

(Aktorzy i aktorki też się świetnie spisali – płynna zamiana w kogoś prawie ale nie całkiem zupełnie innego niż dotychczas to nie jest prosta sztuczka. Patrz też: Odpowiednik.)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s