Astro-Creep: 2016: Wiem, że stare, ale ostatnio sobie posłuchałem (ponownie) i doszedłem do oczywistego wniosku, że ponad 20 lat po wydaniu nie wykazuje ani krztyny zestarzenia. Nadal brzmi świeżo i oryginalnie. W międzyczasie pojawiło się sporo innowacji, ale nadal nikt nie gra tak jak White Zombie na swoim ostatnim albumie. Po prostu Klasyk.
Bloodiestest: Nazwa bardzo metalowa i sugerująca taką połajankę, że aż krew leci z uszu. Nic z tych rzeczy. Rzecz jest raczej powolna, nawet nie jakaś doomowo-walcująca. Przypomina raczej stare (dobre) Neurosis. I to „dobre” w nawiasie wprost daje do zrozumienia, że to nic złego, bo o ile – jak na Neurosis – podlinkowana płyta była raczej słabsza (bo to dopiero pierwsze wprawki w tym stylu), to jednak była bardzo sympatyczna, i od dawna już należało zrobić to lepiej. I oni (tak jakby, pewnie nieświadomie) zrobili. (Neurosis rozwinęli koncepcję w innym kierunku, gdzie osiągnęli zdecydowany sukces.)
Po pogrzebie jest… wesoło?: Z tym „wesoło” to może przesada, ale jest całkiem skocznie. Momentami, przynajmniej. Słuchałem tego po raz pierwszy podczas szorowania ścian i może tak mi się udzieliła ta harówka, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem poczucie, że ktoś naprawdę fajnie gra, nawet jeśli patenty Meszugi (a jakże!) są słyszalne często i gęsto, może nawet wręcz nachalnie, a i te znane z At the Gates też się pojawiają.
Exegi Monuments: Kolejny zespół z nurtu „Meshuggah1 z ludzką twarzą” (pierwszy jaki kojarzę to holenderski Cilice). Słuchałem po raz pierwszy podczas drugiego dnia szorowania ścian ;) Wrażenie podobne jak przy After the Burial, również pozytywne, chociaż tym razem słyszałem raczej elementy Soilwork (który zresztą spokrewniony jest z wcześniej wspomnianym At the Gates)…
…drugim uchem wypada w: Słuchając tego mam wrażenie, że Chelsea chce być Swans z Jarboe bardziej niż Swans z Jarboe. Ale pewnie jestem niesprawiedliwy, bo czyja to wina że mi wpada jednym uchem a drugim wypada w tytułowy Abyss, jeśli nie moja? Klimat w każdym razie jest, więc jest spoko.
Votum zaufania: Jeszcze nie słyszałem całości, ale już mogę powiedzieć że jest znacznie, znacznie lepiej niż przy moim poprzednim podejściu (dwie płyty wstecz) kiedy posłuchałem raz i zapomniałem, tak nijakie wrażenie zrobiło ;) Poza tym wtedy to był mniej lub bardziej konwencjonalny prog-cośtam, za którym nie przepadam. Tym razem jednak płyta kojarzy mi się pod więcej niż jednym względem z „Vertikal” Cult of Luna – i bardzo dobrze, by była to monumentalnie dobra rzecz.
1 No a któż by inny?