(Tytuł notki ukradziony ze składanki przebojów Type O Negative)
Jako informatyk mogę użyć określenia, które wiem, że ma dość precyzyjne (i dość precyzyjnie pasujące) znaczenie: demokracja się kiepsko skaluje. Korzystając z obecności poza domem udałem się także do sobie przydzielonego lokalu i coś zakreśliłem na tej wielkiej płachcie. Partię miałem jako tako wybraną (metodą eliminacji), ale same nazwiska nic mi nie mówiły (nieco inną metodą eliminacji pozbawiłem się około połowy problemu – mój wybór musiał paść na kobietę, bo facetom nie ufam). Oczywiście to dlatego, że się nie udzielam w „życiu publicznym”. Ale coś czuję, że mało kto to robi. Skąd mamy wiedzieć (nie licząc plakatów wyborczych) kim tak właściwie jest kandydat, co sobą reprezentuje i czy nie ma siana w głowie? Ludzi jest za dużo. Dawniej to miało szansę działać, kiedy „życie publiczne” miało mniejszy zasięg i mniejsze tempo. Gdyby dziś wszyscy tak zaczęli się interesować kandydatami na swoich reprezentantów, to by z tego wynikła mała apokalipsa. Coś jak przypadkowy DDoS spowodowany przez internautów, którzy wszyscy w jednej chwili chcą sie dobić do jednego serwera ;) Szkoda że na tym froncie postęp jest znacznie wolniejszy [jest w ogóle jakiś?] niż postęp demograficzny. Wszystko się rozwija, tylko nie Teoria Ustrojów Politycznych [albo nic o tym nie wiem, co jest bardziej prawdopodobne]. Wpadliśmy w samozachwyt nad demokracją i urządzamy krucjaty w imieniu nowej religii, nie widząc nawet jak bardzo wymaga ona poprawy [nie, nie zaproponuję nic lepszego, jestem na to za głupi].
Inna obserwacja, którą poczyniłem, to średnia wieku w lokalu wyborczym – znacznie powyżej średniej całego społeczeństwa. Może po prostu trafiłem na jakiś taki moment. Ale jeśli nie, to wychodzi na to, że najbardziej zainteresowani wyborami są ci, którzy przez większość życia byli pozbawieni realnego wpływy na władzę i dogłębnie rozumieją znaczenie wyborów. Oni nie są skażeni syndromem Boniemanakogogłosować, dla nich sama możliwość głosowania jest o wiele ważniejsza. To młodzi kręcą nosem i <patos> sami sobie odbierają należne im prawa </patos>. [nie cierpię patosu, ale cóż…]
A tak już zupełnie na marginesie – może KPEiR powinna postarać się o status mniejszości narodowej? Tak przynajmniej zapewnią sobie gwarancję jakiejś reprezentacji w Sejmie ;)
Rzecz jasna mogę po prostu bredzić. Jeśli ktoś chce mnie korygować, to proszę o delikatność ;)