Cegła to; ale w tym dobrym znaczeniu. Na pewno wolę dobrą cegłę niż niekończący się cykl. Trylogia, to jest taki dobry limit. Trzy powieści i won, wystarczy. Ale chyba zbaczam z tematu.
Formalnie jest to opera kosmiczna, i na początku wydaje się, że będzie faktycznie typową operą kosmiczną – zaczyna bowiem się od sceny bitewnej. Szybko jednak okazuje się, że świat przedstawiony jest skonstruowany w dużo mniej klasyczny sposób. Ale pozostaje inna cecha definiująca operę kosmiczną: rozmach. Nie jest powiedziane wprost jakie rozmiary ma świat – część galaktyki? cała galaktyka? cały wszechświat?? – ale na pewno jest duży. Tysiące lat w przyszłość, tysiące lat historii. Profesjonalni recenzenci kręcili nosem, że autor mnoży wątki trochę ponad wytrzymałość ich możliwości skupienia się; ja jednak muszę stwierdzić, że było ich wręcz za mało! Mamy międzygwiezdne cesarstwo, od kilku tysięcy lat rozprzestrzeniające się po kosmosie, a mimo to cała akcja skupia się na kilku(nastu?) postaciach, które co chwila na siebie wpadają. Na jednej planecie byłoby to trudne, a tu przecież mamy co najmniej galaktykę. Ale mniejsza, przecież to kosmiczna opera; a przy odpowiednim sterowaniu prądami historii, niesione nimi postacie siłą rzeczy by się ze sobą zderzały.
Nie będę opisywał cech charakterystycznych świata przedstawionego, i tym podobnych, przecież to nie jest recenzja. Rzecz jest bardzo dobrze napisana (może chwilami nieco nużąca), ma ciekawe pomysły i interesujące postacie, tylko zakończenie pozostawia nieco do życzenia – jest co prawda bardzo satysfakcjonujące emocjonalnie, ale intelektualnie już nie do końca (trochę zalatuje deus ex machina), chociaż wpisuje się w definicję kosmicznej opery: okazuje się bowiem, że wszystko się rozchodzi o rzeczy Najważniejsze. Najważniejsze dla tamtego wszechświata, niekoniecznie dla naszego.
Tak czy siak, polecam.