Nasza Kicia alias Jędza się starzeje, i na starość zmienia się w Garfielda. Cały czas leży, wstaje tylko żeby coś zjeść i czasem się poprzytulać [najgorsze jest to, że chce się jej wstawać o 6. rano, czasem wcześniej, by kazać dać sobie pić]. Brak ruchu i niemożność wyjścia na dwór sprawił, że zrobiła się gruba.
Mama usłyszała w radiu jak pewna pani weterynarz w pewnym radiu (bez nazwisk! ;)) stwierdziła, że najlepszym sposobem na takiego kota jest… drugi kot. No i dziś (znaczy wczoraj) właśnie przybyła Inka.
Inka jest młoda i ponoć bardzo spokojna, ale jeszcze nie mieliśmy okazji ocenić, bo się ukryła :) Jędza na początku schowała się pod kołdrę, ale w pewnym momencie wyszła zaaferowana zobaczyć co się dzieje (to dość nietypowe zachowanie dla niej). Powęszyła trochę, nastroszyła ogon i w końcu zdybała przybysza, schowanego pod łóżkiem. Usiadła obok, powarczała, pchyknęła parę razy i uciekła, bo poruszyłem czymś, żeby mieć lepszy widok ;) Na szczęście nie jest zbyt bojowa i zawsze przyjmuje w takich sytuacjach pozycję defensywną, więc Inka nie została rozszarpana na strzępy. Tamta z kolei ma nie być zbyt ofensywna… Co raczej nie gwarantuje intensywnego odchudzania, jak to było w przypadku Figara (lubił Kicię ganiać po całym domu, ale kiedy się zbytnio zbliżył, sam musiał uciekać ;)).
Jeden, być może nieistotny szczegół, mnie trochę zmartwił – urozmaicenia wizualnego nie będzie, bo obie kotki mają niemal identyczne umaszczenie. Już teraz ciężko je rozróżnić ;)
Update: noc spędziłem kiepsko, bo raz po raz budziło mnie warczenie Jędzy, kiedy Inka przychodziła do pokoju na zwiady. Ale to nie szkodzi, bo w łykęd wyspałem się na zapas ;)