Programowanie jest jak…

Wiele różnych metafor, przeznaczonych dla laików i nie tylko, wymyślono na zilustrowanie pracy programisty. A to architektura (bzdura; w porównaniu budowa wieżowców to banał, bo dzieje się w zaledwie trzech (w porywach do czterech) wymiarach), a to ogrodnictwo (już lepiej, ale stosują się te same zastrzeżenia), a to jeszcze coś innego…

Wszystko nie tak.

Programowanie jest jak budowa metra w Warszawie.

Pomyślcie tylko o tym. Z grubsza widać dokąd chcemy się dokopać, ale nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy wyskoczy jakiś nieznany ciek wodny, który zalewa, rozmywa i powoduje zamknięcie połowy miasta; trzeba uważnie omijać kurzawkę (zdaje się, że to z grubsza jest opanowane); a do tego co rusz odkopuje się jakiś niewybuch. Owszem, cel widać, jest jakiś plan, tylko bez przerwy przeszkadzają czynniki niewiadome i nieprzewidziane…

Najbardziej pożywna (dla umysłu) rzecz, jaką obejrzałem w tym roku

Dla fanów akcentu z okolic Manchesteru (wibrujące r w języku angielskim?):

Pam Warhurst: How we can eat our landscapes

Dlaczego dzisiaj musimy odkrywać takie oczywiste rzeczy, nie wiem. Gdybym nie był taki upośledzony społecznie – i gdyby mi się chciało1 – to bym chętnie się zaangażował w podobne przedsięwzięcie. Moje marzenie to wynieść się gdzieś poza miasto, gdzie mógłbym poeksperymentować z przyszłością cywilizacji. Bo wolność finansowa to zbyt mało.


1 Ostatnio nic mi się nie chce. Czy to już depresja?

Informatyk czyta NG

Wracając pociągiem podmiejskim do domu czytam sobie National Geographic. W artykule o londyńskim East Endzie jest mapka fragmentu miasta. W pierwszej kolejności zauważam, że mapka jest ciekawa. W drugiej kolejności zauważam, że mapka jest lekko spikselizowana. W trzeciej kolejności zauważam, że krawędzie na mapce są lekko rozmazane. W czwartej kolejności zauważam, że krawędzie na mapce są rozmazane w znajomy, bardzo charakterystyczny sposób. Ach tak… Na papierze wysokiej jakości wydrukowany został niskiej jakości JPG…

Wstyd, NG. Wstyd!